poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział 25.

*   *   *

Szybko włożyłem na siebie koszulkę jaką podał mi Harry i przekręcając kluczyki w stacyjce ruszyłem z piskiem opon, zostawiając głęboki ślad opon w wilgotnym gruncie. Było mi wszystko jedno, czy ktoś nas zobaczy jak odjeżdżamy. Byłem gotowy pozbyć się roboty w tej zapchlonej dziurze i wrócić do baru, byle bym zastał Victorię całą i zdrową. Zależy mi na tym, żeby Troy w końcu zrozumiał, że jego przeszłość związana z Vickie minęła. Nie chcę żeby do niej wracał i krzywdził ją. A jeśli to zrobił, to gorzko tego pożałuje.

-Justin pospiesz się, 21:00 będzie dosłownie za chwilę a my jesteśmy ciągle za miastem! - Styles ciągle mnie ponaglał.
-Harry nic nie poradzę na to że połapaliśmy się dopiero teraz!

Z każdą chwilą czułem jak rośnie we mnie poziom adrenaliny. Wiedziałem że nie ma sensu teraz krzyczeć na Styles'a który denerwował się równie mocno jak ja. Patrzyłem w asfalt a w głowie układałem przerażający scenariusz. Bałem się że już dawno jest za późno. W mojej głowie rodziły się coraz bardziej przerażające scenariusze. A co najdziwniejsze? Nigdy nie martwiłem się o kogoś tak bardzo, jak teraz martwię się o dziewczyny. Wiem, jesteśmy trochę skłóceni i nie odzywaliśmy się do siebie, ale czuję się trochę odpowiedzialny za nią i za to co obecnie się z nią dzieje. Wiem, nie powinienem się wtrącać, ale mimo to, zrobię to. Przeszkodzę. Nie pozwolę aby Troy lub ten postrzelony James zrobili coś głupiego. Nie pozwolę im na to. Nawet jeśli miałbym to przypłacić złamanym nosem.

<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<

*Victoria*

Czułam boleśnie zaciśnięte dłonie na mojej szyi. Dusiłam się. Dłonie Troy'a niemal wgniatały moją krtań do gardła. Wbijał mi w szyję swoje paznokcie wrzeszcząc że mam się uciszyć. Boże... po co ja wyszłam na dwór...? Leżałam nieruchomo, przyciśnięta ciężarem jego ciała do wilgotnych desek i nie mogłam się powstrzymać od płaczu. Łzy cisnęły się do moich oczu zalewając mi policzki mokrymi strumieniami. Krzyczałam, prosiłam żeby tego nie robił. Ciągle jednak widziałam jego zmarszczone brwi i napinające się mięśnie. Jego ramiona boleśnie dociskały mnie do desek. Troy związał moje kostki i zawlókł mnie tu. Na molo. Na sam koniec molo. Nad jezioro. Nie wiem co się stało z Megan. Nie mam pojęcia...

-Troy... proszę, nie rób mi tego... - płakałam przez zęby usiłując chociaż odrobinę oderwać jego dłonie od mojego gardła. Ledwo byłam w stanie wypowiedzieć swoją prośbę. Nie słuchał mnie. Związał mi nadgarstki za plecami i położył mnie na brzuchu. Widziałam między deskami taflę jeziora. Czułam jak mocno wiąże moje nadgarstki i ramiona za plecami. Bałam się. Krzyczałam resztką sił, z nadzieją że ktoś mnie usłyszy. Ale na nic...

-zamknij ryj suko! - Troy szarpnął za moje włosy ciągnąc je w tył - jeśli nie będziesz posłuszna to wsadzę Ci ten twój pierdolony łeb pod wodę i będę dusił tak długo aż tam zdechniesz! A potem zgwałcę i wrzucę do wody! Chcesz tego dziwko ?!
-Troy... proszę, nie... - płakałam. Bałam się że on na prawdę to zrobi...

Poczułam jak rozrywa moje legginsy na pupie. Zaczęłam płakać jeszcze głośniej. Tak cholernie nie chciałam żeby mi to zrobił. Jednak kiedy usiłowałam wydusić z siebie jeszcze jeden krzyk poczułam jak jego dłonie szarpią mnie za włosy a potem... zakrztusiłam się wodą która boleśnie wdarła się do mojego gardła. Krztusiłam się, dusiłam wodą. Troy podtrzymywał mnie za włosy pod taflą wody. Nie miałam siły podnieść się do góry. Trzymał mnie za mocno.

Mimo iż byłam pod wodą, ciągle czułam w sobie wewnętrzny płacz. Troy szarpnął mną do góry wyciągając moją twarz spod tafli wody. Krztusiłam się leżąc na plecach i nie mogąc wypluć wody zalegającej mi w płucach. Ale słyszałam szarpaninę i krzyk. Rozpoznałam ten krzyk...

Wrzeszczeli na siebie nawzajem bijąc się na molo które trzęsło się pod wpływem uderzeń jakie sobie zadawali. Troy i Justin... boże, Justin... skąd on się tu wziął? Skąd wiedział? Boże...

-ty pierdolony śmieciu jakim prawem ty jej w ogóle dotknąłeś ?! - krzyczał Justin
-spierdalaj! - zobaczyłam jak Troy uderzył Justina w twarz - ty jesteś pierdolonym gównem, nie powinno cię tu być ty zasrany fiucie!

Zobaczyłam jak Justin wymierza w stronę Troy'a cios, wrzucając go do wody. Plusk jeziora niósł się daleko po tafli, a już po chwili zobaczyłam jak Troy daje za wygraną i odpływa. Ja jednak ciągle nie mogłam złapać powietrza. Justin podbiegł klękając przy mnie. Podniósł mnie do góry i cała woda wypłynęła mi z ust. Nie mogłam złapać powietrza ciągle płacząc. Bałam się że on tu wróci...

-spokojnie, już dobrze, nic Ci nie grozi - Justin gładził mnie po włosach otulając ramionami. Moje ręce boleśnie wyginały się w tył. Chłopak rozciął taśmę nożem który wyjął z kieszeni. W końcu rozluźniłam ramiona. Spojrzałam na Justina który trzymał mnie za barki. - Vickie, spokojnie, wszystko będzie dobrze.

Opadłam bezsilnie płacząc na obojczyki chłopaka otulając go. Tak bardzo brakowało mi jego ciepła. Byłam szczęśliwa że przyszedł. Choć nie wiem skąd się dowiedział. Byłam jednak zbyt przerażona tym co się stało, żeby myśleć nad innymi sprawami. Pozwoliłam aby Justin podniósł mnie z molo. Był taki ciepły. A mnie? Trzęsły się dłonie. Bałam się. Kiedy zobaczyłam że chłopak niesie mnie w stronę domu, niemal zamarłam...

-Justin? Gdzie jest Megan?

<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<

*Megan*

Nie wiem co mi odbiło, żeby tu przyjść. Weszłam o tej porze w las. Jak jakaś idiotka. Ale szukałam Vickie. Wyszła z domu pół godziny temu. Nie wróciła. Zaczęłam się martwić. Sądziłam że jest tutaj. Ale obeszłąm całą okolicę i nigdzie jej nie znalazłam... za to znalazłam co innego....

Szłam w stronę domu, zrezygnowana. Bałam się o Victorię i zupełnie nie zwróciłam uwagi na to, że ktoś szedł za mną. Dopiero kiedy jego dłonie mnie zatrzymały zrozumiałam że ktoś za mną stoi. I tym kimś nie była Victoria...

Szybko odwrócił mnie w inną stronę oddalając mój wzrok od domu, który momentalnie znikł mi z pola widzenia. Ktoś przylgnął do moich pleców. Zaczynałam mieć niemiłe wrażenie, że wiem, kto za mną stoi... Chwycił mnie za łokcie wyginając mi je za plecy. Zniecierpliwiona ciągłą nieświadomością tego kto za mną stoi, zaczęłam się szarpać. Ale na nic. Ten ktoś docisnął moją klatkę piersiową do drzewa. Ustawiłam się w pechowej pozycji, bo niefortunnie wypięłam pupę. Nagle poczułam czyjeś ciało przy moich pośladkach. Ale oprócz ciała poczułam też... spore wybrzuszenie. Wiedziałam że ktoś dociska kroczem do mojej pupy. Czułam spore wybrzuszenie. A po chwili przy moim uchu odezwał się szept...

-czujesz? Czujesz co ze mną robisz? - docisnął swoje krocze do mnie jeszcze mocniej - jesteś zwykłą szmatą, a mimo to cholernie mnie podniecasz! Jesteś cholernie podniecająca. Zawsze. Tyle lat marzyłem o tej chwili ty mała suko. Odkąd pamiętam. Odkąd cię pierwszy raz zobaczyłem miałem ochotę rozerwać twoją szparkę na milion kawałków!
-James ty pierdolony zdrajco! Nie masz prawa mi tego zrobić! - zaczęłam wrzeszczeć i się rzucać. Zaowocowało to bolesnym dociśnięciem do pnia drzewa które nieco zdarło mi skórę na obojczykach. James kręcił swoimi biodrami ocierając się o mnie a ja miałam ochotę mu jebnąć w ten jego krzywy ryj!
-zamknij się, bo nie będę cię bił po ryju! Twoje malinowe usteczka mam zamiar wykorzystać do czego innego! - zmiękły mi kolana... usłyszałam jak jedną ręką rozpina swój pasek od spodni. W moich oczach powoli zaczynała się zbierać mgła. Czułam jak gdzieś blisko moich oczu krążą drobne łzy. - zastanawiam się tylko, czy najpierw cię zgwałcić a potem zabić, czy najpierw zabić a potem zgwałcić? - moje emocje zaczynały brać upust. Łzy wylazły z moich oczu zostawiając dwa mokre ślady na moich policzkach. Zaczęłam krzyczeć i się szarpać. Chciałam uciec. Wyrwałam mu się i zaczęłam uciekać.

Jednak już po chwili mnie dogonił. Chwycił za moje włosy i zaczął obijać moją twarz o pień drzewa. Rzucił moją twarzą w stronę drzewa rozcinając mi wargę. Poczułam ból na wardze a potem nosie z którego po chwili pociekła krew. Nie chciałam żeby mi to robił. Nie James... nie on...

Ponownie mnie odwrócił dociskając do drzewa. Jedną ręką ściskał moje ramiona za plecami i trzymał moje włosy a drugą ściskał moje pośladki. Tak cholernie nienawidziłam jego dotyku na sobie! Zaczął mnie dotykać. Jego palce wymacały przez cienki materiał legginsów moją kobiecość. Pisnęłam kiedy jego wielkie palce zaczęły ją ściskać. Tak cholernie się bałam, że on to zrobi. Jeśli jednak miałby to zrobić...

-James, zabij mnie!
-po co? - szepnął wciskając swój palec przez materiał w moją szparkę. Zacisnęłam na chwilę wargi.
-wolę umrzeć i nie czuć tego co będziesz mi robić! - krzyczałam przez łzy
-nie. Trup nie zrobi mi loda. - powiedział związując mi czymś ramiona. Po chwili odwrócił mnie twarzą do niego i powalił na kolana tuż przed nim - a teraz bądź grzeczną dziewczynką i zrób dobrze wujkowi.
-nigdy! - wymierzyłam z rozmachu w jego stronę cios. Głową uderzyłam w jego krok. Odsunął się na chwilę ode mnie wrzeszcząc i łapiąc się za krok. Chciałam wstać i uciec, mimo iż miałam związane ramiona.
-ty suko! - James pozbierał się i zanim zdążyłam się połapać co on robi wymierzył mi z rozmachu uderzenie butem. Boleśnie oberwałam butem w brzuch. Zaczynałam bać się że on mnie zabije ciosami. Tak bardzo się tego bałam... przewróciłam się na trawę nie mogąc złapać oddechu i krztusząc się własnymi łzami. Coś za moimi plecami się poluzowało i wyjęłam ramiona otulając nimi brzuch. Niemiłosiernie mnie to bolało...

-James ty skurwielu !!! - usłyszałam głos Harry'ego... nie miałam pojęcia skąd on się tu wziął ale dziękowałam Bogu za to że on się tu jakimś cudem znalazł...
-Harry, miałeś być na nocnym patrolu! Po chuja tu przyszedłeś!
-nie waż się jej dotknąć! - widziałam jak Harry wymierza w stronę Jamesa serię ciosów, które Black za każdym razem mu oddawał. Bili się po twarzy, klatce piersiowej a ja krztusiłam się powietrzem którego nijak nie mogłam złapać... W końcu jednak James poddał się odbiegając z obolałym brzuchem.
-Megan! - dłonie Harry'ego podniosły mnie do góry. Podniosłam ramiona otulając nimi szyję chłopaka. Nie obchodziło mnie to, co mówiłam wcześniej. Chciałam jego towarzystwa. Tu i teraz. Bałam się... - Megan, czy on się do ciebie dobrał? - oplótł moją twarz dłońmi.
-nie...
-nie bój się, będzie dobrze, obiecuję ci. - pocałował mnie w czoło. Płakałam, bo bałam się James nie odpuści, że wróci, że w końcu mnie dopadnie a potem zabije.

Jednak kiedy poczułam silne ramiona Harry'ego, zrozumiałam że przy nim jestem bezpieczna. Morderca czy nie. Kochałam jego dotyk. To, że był dla mnie delikatny. Nie zamieniłabym jego dotyku na żaden inny...

<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<

*Harry*

-śpijcie dziewczyny, będziemy pilnować - powiedziałem gładząc po włosach Megan która wtulona leżała na mojej piersi. Przykryłem ją kocem i jeszcze raz pocałowałem w czubek głowy.
-ale... znowu nie będziecie spać... - Victoria powiedziała nieco przysypiając na piersi Bieber'a.
-śpij, nie martw się o mnie. - powiedział Justin smyrając ją żartobliwie po nosie

Oderwałem od nich wzrok i skupiłem na Megan która podniosła twarz w górę. Mogłem popatrzyć w jej oczy.
-dziękuję Harry, nie musiałeś.
-musiałem. - pocałowałem jej czoło. - śpij.
-a co z James'em?
-nie myśl o nim. On już ci nie grozi. - zgasiłem światło jeszcze raz, szczelnie otulając ją kocem.

4 komentarze:

  1. super masz naprawdę extra blog, czekam niecierpliwie na następny i zapraszam też do mnie:
    midnight-harrystyles-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Prowadzisz cudne blogi. oprocz tego czytam jeszcze brutality a w planach mam czytac jeszcze twojego pierwszego bloga. Ciesze sie ze znalazlam twoje blogi ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej nominowałam cię do LBA :))) więcej infomacji u mnie http://unknow-killer-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki super rozdział! Zdecydowanie mój faworyt! Masz najcudaśniejszego bloga jakiego czytałam. Jak Justin wkroczył do akcji... Taki mrr... Gópi Troy :< Czekam na więcej!!! Pozdro i weny życzę ♥♥♥♥♥ :*;*;*;* <3<3<3<3

    OdpowiedzUsuń