czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział 7.

Podeszłam bliżej. Złożyłam dwa palce i przycisnęłam do jego szyi tuż pod szczęką. Nie czułam impulsu. Krew rozlana po jego bluzie wydawała się być jeszcze świeża. Jego ciało jeszcze nie utraciło ciepła. Ktoś odebrał mu życie całkiem niedawno. Spojrzałam na swoje palce. Przeraziło mnie to, że dotknęłam zwłok ale musiałam sprawdzić czy on żyje. Kto to był, nie wiem. Mój umysł był przerażony. Nie wiedziałam co zrobić. Owy chłopak zginął od ciosu nożem w klatkę piersiową. Ale... na jego twarzy zauważyłam krew.
Wstałam i obeszłam nieruchome ciało chłopaka. Spojrzałam na jego twarz, pozbawioną życia i łzy napłynęły mi do oczu. Ręce opadły bezsilnie i wisiały wzdłuż tułowia które zamarło. Odsunęłam się o krok w tył. Victoria stanęła tuż obok mnie, a gdy zobaczyła jego twarz zaczęła mnie ciągnąć w bok. Oddaliła mnie od tego chłopaka. Boże, moje oczy... były przepełnione krwią. Czułam jak słone łzy chcą na siłę się wydostać. Czułam potworny ból we własnej głowie. Jego twarz, jego piękna martwa twarz. Twarz chłopaka, jego policzek, ta krew, rysunek... Te przeklęte dwie litery. Widzę je. Cały czas. Idę mocno ciągnięta w przód. Czuję uścisk Victorii na ramieniu i widzę w głowie te dwie przeklęte litery. Victoria chciałaby uciec, ale nie może. Wie że jeśli mnie puści, to stanę w miejscu i będę stać. Ona chce się szybko oddalić, ja się boję... Kurwa, jak tak można?! Za co?! Ten skrót, mój telefon, SMS-y, wczorajszy wieczór, pierdolone : YK !

Te dwie litery, moje SMS-y, przecież to byli oni, może tylko jeden z nich, a może ktoś zupełnie inny, nie, to nie jest możliwe, nie, ja tego nie widziałam, ja nie chcę tego widzieć! Proszę, moje myśli, to boli! Błagam dość...

-Megan, ten... ten skrót... - wymamrotała drżącymi wargami Victoria trzymając mnie mocno za ramię. Czułam że kolana stają się watą i że za chwilę mogę się przewrócić.
-YK, YK, boże święty, wytłumacz mi moje własne myśli, ja się gubię... - oddaliła mnie wystarczająco daleko od tamtego miejsca. Chyba. Tak mi się zdawało. Chwyciła mnie za rękę.
-Megan, pamiętaj, że choćby nie wiem co, nas tam nie było.
-Vick, on nie żył... ja... mam wyrzuty sumienia, musimy tam wrócić, zadzwonić na policję!
-pogięło cię?! Powiedzą że to my go zabiłyśmy! W dodatku masz jego krew na palcach. Oni będą nas podejrzewać! - spojrzałam na swoje palce, były nieco umazane krwią. Jego krwią...
-boje się... nie wiem czego ale chcę wracać do domu...
-nie jestem w stanie nigdzie z tobą iść dopóki masz nogi z waty.
-nie obchodzi mnie to, zabierz mnie stąd, rozumiesz?! - krzyknęłam jej prosto w twarz i zakryłam usta ręką. Moje słowa mnie dobiły. Mocno. - przepraszam, proszę zabierz mnie stąd ...

*   *   *

-wypij tą herbatę. Poczujesz się lepiej - powiedziała Victoria wręczając mi kubek z herbatą starając się na wszelki sposób zakryć to, jak bardzo dotknęło ją to co się stało dziś rano.

Pociągnęłam łyka lekko parząc wargi. Ciągle czułam łzy w oczach. To było silniejsze ode mnie. Ta rana, nóż, jego twarz, wycięty nożem znak na twarzy. Ten widok odbijał się jak echo. Moja głowa była nim zaśmiecona. Czułam się bardzo nieswojo. Martwiłam się o coś co mnie nie dotyczyło. Ale to nie zwłoki mnie przestraszyły. Te dwie litery. Dwie głoski które wczoraj otrzymałam w SMS-ach. To mnie przeraziło. Czy oni to zrobili? Któryś z nich? Jeszcze kto inny?

Poczułam wibracje telefonu w kieszeni. Wyjęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Moje oczy zaszły mgłą, ręce zatrzęsły się a zdrowy rozsądek zaczął nawalać. Mimo to otworzyłam tą cholerną wiadomość od YK.
Tak mam zapisany ten numer....

'' maleńka, nie ładnie tak zbiegać z miejsca zbrodni. Brzydko, brzydko. Wiedziałaś że jeśli ktoś Was widział, może was oskarżyć, prawda? Hm, pewnie teraz już wiesz. Nie smuć się skarbie. To był tylko trup. Nic więcej. Musisz przywyknąć do takiego widoku. Bo mogę cię zapewnić że to nie był pierwszy i ostatni trup jakiego zobaczysz. Miłego dnia dupeczko
                                                                                                                                                 YK''

Moje brwi zeszły się po środku. Zmarszczyłam je najmocniej jak było to możliwe i cisnęłam telefonem w ścianę. Pośpiesznym ruchem zerwałam się z kanapy i zaczęłam patrzyć w kona szukając jego ciała. Tego cholernego kapturnika. Wiedziałam że to był on. Ze to on do mnie pisał. Czułam to. ,, Bo mogę cię zapewnić że to nie był pierwszy i ostatni trup jakiego zobaczysz'' a w dupę się pocałuj! Nie chcę być mieszana w jego morderstwa, w to kim jest! Nie chcę żeby ludzie mieli mnie za kryminalistę! Nie chcę widzieć ciał, nie chcę jego SMS-ów, nie chcę żeby mi pisał takie popierdolone rzeczy! Nie chcę jego pieprzonych, słodziutkich zwrotów, nie jestem jego dziewczyną żeby tak do mnie pisał! O nie, Panie Styles. Tak nie będzie. Nie mam zamiarów być z tobą w jakikolwiek sposób powiązana. 

Pozbierałam z podłogi telefon który nieco się rozpadł, poskładałam go i pospiesznie odpisałam na ten sam numer. Moje myśli przerodziły się agresywnie szybko. Już nie majaczył mi widok niepozornie mdławej zbrodni. Widziałam morderstwo które popełnili oni. A ja postawiłam sobie już w tedy za cel, pozbycia się ich raz na zawsze. 

,,a skąd ty niby wiesz że ja tam byłam, hm? A może dwie znane litery na jego twarzy to było twoje dzieło?
                                                                                                                                                      M''

Odczekałam chwilę by dostać odpowiedź. Victoria siedziała obok mnie mocno wciśnięta w poduszki. Zaczęłam po prostu odpisywać.

,,widziałem cię i tyle. A co do liter na jego mordzie, powiem tyle: zasłużył.
                                                                                                                              YK''

                                                                    ,,jesteś mordercą!
                                                                                           M''

,,morderca, to zbyt proste słowo kochanie. Ja jestem wykonawcą poleceń. Nie mordercą. To słowo, nie jest dobre dla mojego fachu
                                                                                                                                                        YK''

,,fach? Jaki znowu fach? Kim ty do jasnej cholery jesteś?!
                                                                              M''

,,Jestem twoim stróżem. Będę Cię troskliwie pilnował. Musisz do tego przywyknąć. Jak i do wieli innych nowych rzeczy, kochanie.
                                                                                                                                 YK''

,,pierdolę takiego stróża. P.S. nie pisz mi : kochanie. Nie jestem twoją dziewczyną.
                                                                                                               M''

,,na razie nią nie jesteś, kochanie
                                                                                                       YK''

Co za palant! O nie, to powoli staje się irytujące! Niech sobie nie robi na MNIE nadziei, bo i tak nic z tego nie będzie. Tsa, marzenia. Boże, dlaczego on?! On jest przestępcą! Czemu nie mogłam trafić na jakiegoś spokojnego faceta... czemu?

wtorek, 26 listopada 2013

Rozdział 6.

Wkurzyło mnie jego zachowanie. Zbiegłam po schodach na taras, nie zważając na to że jedyne co mam na sobie to luźna koszula sięgająca połowy moich pośladków. No i ta bezcenna mina Victorii kiedy w pośpiechu ją wyminęłam. Wbiegłam na taras. Było ciemno. Nie widziałam już go. Gdzieś zniknął. Zastrzelę się...
-Megan, wszystko z tobą w porządku? - zapytała nieco zdziwiona Victoria
-on mnie widział. - wymamrotałam przez zęby zaciskając pięści.
-kto Cię widział?
-Harry mnie widział! Widział jak się przebieram, jak tańczę, nawet jak przewracam się na szafkę!
-... - po chwili ciszy wybuchła głośnym śmiechem.
-z czego rżysz ?! To nie jest zabawne!
-owszem, jest! Widok Ciebie jak tańczysz i jeszcze wywalasz się na szafkę jest doprawdy zabawny!
-przecież tego nie widziałaś...
-ale, jestem w stanie sobie wyobrazić, jak to musiało nieziemsko wyglądać!
-przestań... - wyminęłam ciągle roześmianą Victorię i speszona poczłapałam w stronę mojego łóżka, momentalnie wyłączając światło i kładąc się do łóżka. Pogładziłam dłonią udo. Cholernie bolało... spadłam na twardy kant szafki nabijając sobie bolesnego siniaka. Ehh...

*   *   *

Wstałam lekko naburmuszona, co sama zauważyłam. Byłam zła. Mój humor ciągle był poniżej zera. Na minusie. Wczorajsze SMS-y które otrzymałam od tego typka, sprawiły że nie byłam w najlepszym nastroju. Czemu on?! Cholera jasna, pytam czemu?!
-masz zamiar zwlec tyłek z łóżka czy zostajesz tam do końca dnia? - usłyszałam spokojny głos Victorii wołający mnie z dolnej partii naszego domu.
-nigdzie nie idę... nie chce mi się... jestem jakaś taka, niedorobiona... - wyjęczałam poprawiając się wygodnie na poduszce
-nie martw się, też dzisiaj nie wybieram się na uczelnię - powiedziała wskakując na łóżko z talerzem zapełnionym kanapkami. Miała o wiele poważniejszą minę niż wczoraj.
-ehm, Vickie?
-co?
-stało się coś? - popatrzyła na mnie tylko kątem oka - no mów dziewczyno, mnie chyba możesz powiedzieć?
-Justin do mnie pisał... znaczy, ah! Nie wiem czy to był on ale tak mi się wydaje.
-no?
-jego SMS-y zepsuły mi humor. Wczoraj jak poszłaś na górę to on zaczął do mnie wypisywać. Nie chcę dzisiaj iść do szkoły.
-hm, ja też nigdzie się nie wybieram. - powiedziałam z uśmiechem patrząc się w sufit. Byłam szczęśliwa z myślą że zostaję w domu. Przynajmniej nie będę zmuszona do patrzenia w kierunku tych konkretnych dwóch osobników.
-no stara, nie możemy opierdalać się cały dzień, coś musimy robić.
-na przykład?
-jedźmy gdzieś za miasto.
-no ale gdzie ty niby chcesz jechać?
-no nie wiem, jedźmy gdzieś gdzie jest mało ruchu.
-ehh... na przykład? - drażniłam ją
-Megan! - rzuciła we mnie poduszką
-no co?
-jedźmy gdzieś, proszę... gdziekolwiek... - wyjęczała błagalnie na mnie patrząc z nadzieją że coś wymyślę
-no dobra, możemy jechać nad rzekę.

Poskoczyła z radości i zaczęła w błyskawicznym tempie zbierać się do wyjścia. Ja też powoli zwlekłam się z ciepłego łóżka. Wzięłam szybki prysznic i równie szybko wskoczyłam w ciuchy oraz ułożyłam fryzurę. Niezbyt dbałam o jej idealny wygląd. Dziś postawiłam na wygodę. Zamknęłam drzwi, wcisnęłam klucze wraz z telefonem do kieszeni i wskoczyłyśmy do taksówki którą Victoria zdążyła zamówić.

*   *   *

Spacerowałyśmy po chodniku przy rzece, zrobionym co prawda dla rowerzystów, ale wygodnie się po niej chodziło. Chodziłyśmy z ramionami splecionymi w zgięciu łokcia. Pogoda niezbyt dopisywała. Zanosiło się na deszcz albo inne paskudztwo. W powietrzu unosił się ciężki opar wody. Gdzieniegdzie nawet mgła. Powietrze było ciężkie, niewygodne. Zanosiło się na solidną burzę. My jednak niezbyt się tym przejęłyśmy. Chodziłyśmy przy rzece chyba jako jedyne, śmiejąc się na cały regulator. Moje gardło drgało a myśli rozlewały się przyjemnie po umyśle.

Idąc wzdłuż ścieżki, zaczęłyśmy tak jak ona, kierować się w stronę lądu. Zaczęłyśmy się zagłębiać w lekką mgłę. Nieprzyjemny chłód obleciał moje ciało. Zaczęłam pocierać ramiona. Szłyśmy w spokoju jeszcze chwilę, gdy niedaleko drzewa zobaczyłyśmy jakąś postać opartą o pień konaru i siedzącą na wilgotnej trawie. Trochę wydało się nam to dziwne. Mokra trawa, zimno, lekka mgła, a ten ktoś siedział na ziemi... Uznałyśmy że aby przekonać się, co, ten ktoś robi, najlepiej będzie po prostu przejść obok mówiąc ,,Dzień Dobry''.

Niespiesznym krokiem zaczęłyśmy człapać w jego stronę. Tak to był chłopak. Rozpoznałyśmy go po krótko ściętych, ciemnych włosach. Podeszłyśmy jeszcze bliżej by przywitać się zwykłym ,,cześć'' gdy nagle Victoria odskoczyła jak porażona, a mnie zamurowało. Owa postać siedząca pod drzewem, nie wydawała z siebie dźwięków, nie unosiła klatki piersiowej, nie oddychała, miała zakrwawioną bluzę i nóż tkwiący w jego klatce piersiowej. Boże, ten chłopak... czy, kurwa, niech ktoś zadzwoni na pogotowie!

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 5.

Odwróciła mnie po raz kolejny i zmusiła szarpnięciem do tego bym szła żwawo przed siebie. W pierwszej chwili nie zwracałam w cale uwagi na nasze tempo ale po chwili zaczęło mnie drażnić jej zachowanie więc po prostu wypaliłam:
-co Ci kurde jest?! - rozszerzyła oczy ze zdumienia
-o co ci chodzi?
-pędzisz jakby cię coś goniło!
-Megan, chciałam ich zgubić, zniknąć im z pola widzenia. Tyle.
-nie musiałaś tak pędzić.

Lekko zmęczył mnie jej szybki marsz, więc schyliłam się nieco podpierając się dłońmi o kolana. Chciałam poczekać aż złapię równomierny oddech by znowu móc iść powoli. W momencie gdy miałam się wyprostować, poczułam wibracje na tyłach moich spodni. Dostałam SMS-a. Wyjęłam Ipoda z kieszeni i odblokowałam telefon. No, a treść brzmiała następująco:

,,twój tyłek wygląda kusząco kiedy się schylasz
                                                               YK''


Obejrzałam się za siebie. No cóż. Ktoś skorzystał na moim zmęczeniu i pooglądał sobie moje tyły. Doprawdy super. Świetnie. No po prostu cieszę się jak nie wiem co... -,-

Naciągnęłam mocniej bluzkę by zakryła moją pupę, telefon wsadziłam do torby i ruszyłyśmy dalej. Kurde, to... krępujące. Teraz dziwnie się czuję. No ale... nikogo przecież nie było za mną kiedy się odwróciłam, to... jak to kurde możliwe? Nie obchodzi mnie to. Ważne że teraz już nikt na mnie nie patrzy.

Chcąc uporczywie pozbyć się dziwnego uczucia związanego z faktem iż ktoś oglądał moje tyły, zaczęłam nucić pod nosem. Jednak po chwilu usłyszałam ponownie dzwonek w moim telefonie sygnalizując nadejście SMS-a. Wyjęłam komórkę i ponownie odblokowałam. Lekko zmarszczyłam brwi:

,,Nie chcesz mi chyba powiedzieć że na jednym małym wypięciu tyłeczka chcesz zakończyć przedstawienie?
                                                                                                                                                           YK''

Osoba która to do mnie pisała liczyła że wypnę się jeszcze raz. Nic z tego. Dla przyjemności tego kogoś nie będę robić dziwnych rzeczy. I to na dodatek na ulicy. Wtedy się wypięłam, bo byłam zmęczona, podpierałam się. A obecnie nie mam powodu do wypinania się. Victoria zaśmiała się pod nosem.
-i z czego się cieszysz? - syknęłam na nią przez zęby
-no no - cmoknęła - widać, komuś podoba się twój tyłek!
-przymknij się.
Uśmiech nie schodził jej z twarzy. To takie głupie. Co za przyjemność gapić się na czyjeś tyły? Nie rozumiem... 

*   *   *

Dzień nie zapowiadał się jakoś szczególnie kusząco. Pogoda się popsuła. Nawet gdybyśmy chciały iść nad jezioro, to znając życie długo byśmy tam nie posiedziały bo dopadłby nas deszcz albo inne dziadostwo. Obecnie jest wieczór. Victoria jest prawdopodobnie w kuchni, podczas gdy ja jestem zajęta męczącym oglądaniem telewizji. 

Usłyszałam znajomy dzwonek. Ale nie mój. Victorii. Zawołała bym otworzyła wiadomość i przeczytała jej na głos. Chwyciłam za telefon, odblokowałam i zauważyłam że również numer który do niej pisał nie był zapisany w jej kontaktach. Wstałam z kanapy i poszłam jej pokazać.
-mogłaś przeczytać na głos - powiedziała nieco zdziwiona gdy podałam jej telefon do ręki 
-masz, ten numer nie jest u ciebie zapisany.
-faktycznie...- patrzyła na ekran
-może zamiast stać jak głupia, otworzyła byś tą wiadomość, hm?

Stanęłam obok niej. Również dostała wiadomość od nieznajomego. Ten ktoś miał taki sam podpis jak w wiadomościach na moim telefonie... Więc albo: ten ktoś pisze do nas dwóch na raz , albo: piszą do nas dwie osoby pod wspólnym pseudonimem.

,,Czemu się ukrywasz? Pokaż się w oknie, chcę zobaczyć twoje odsłonięte ramię
                                                                                                                    YK''

Spojrzałam na nią. Jej bluzka istotnie opadała na jedno ramię. Spojrzałam na okno które mogło dawać wgląd na naszą kuchnię. Odsłonięte. Zgasiłam światło i dopiero w tedy zasłoniłam okno. Ponownie włączyłyśmy lampkę. Victoria została na dole a ja poszłam się przebrać na górę.

*   *   *

Zabrałam bluzkę w której śpię i zaczęłam się przebierać. Moje okno nie prowadziło na drogę więc nie byłam zmuszona do tego żeby je zasłaniać. Zdjęłam z siebie dresy i bluzkę. Włożyłam na siebie luźną bluzkę od piżamy. Zaczęłam tańczyć po pokoju ze szczotką do włosów w dłoni. W radiu usłyszałam swój hit! Nogi same poderwały się do tańca! Szalałam do tego stopnia że wywróciłam się na szafkę nocną robiąc sobie przy tym bolesnego siniaka na nodze... Bolało. Cholernie bolało! Wstałam i spojrzałam na obolałe miejsce. Kurde czerwone. Po chwili usłyszałam burczenie telefonu i dzwonek. Tym razem to ja dostałam SMS-a. Znowu...

,,Zanim zaczniesz się przebierać i tańczyć dzikie pląsy, zasuń okno kotku ;* dzięki za występ. Mam nadzieję że nie zrobiłaś sobie krzywdy przy upadku. Szkoda by mi było twoich sexy nóżek. Dobranoc maleńka.
                                                                                                                                                      YK''

Szybko podbiegłam do okna. Spojrzałam przez nie na dół. Zobaczyłam postać stojącą na naszym tarasie i opierającą się o ławkę. Rozpoznałam tą twarz, mimo iż było ciemno. Szeroki uśmiech na twarzy oraz kaptur z wystającymi lokami, mogły należeć tylko do jednej osoby. Mocno zmarszczyłam brwi. Chłopak ucałował koniec palców udając że wysyła mi całusa. Odsunęłam się od okna. Czekałam na jakąkolwiek reakcję.

Cholera. Ten koleś widział mnie jak się przebieram...

czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział 4.

Nienawidzę, gdy muszę szybko doprowadzić się do prawidłowego stanu. Ledwo co udało mi się klapnąć na ławkę, to musiał zadzwonić dzwonek! Nie, nienawidzę tego. Moja głowa, była jak mieszanka wybuchowa. Jeden niekontrolowany ruch a wybuchłabym. Moje myśli przelewały się jedna przez drugą. Kurwa.. co się przed chwilą stało?

-Megan? Żyjesz? - Victoria machała mi dłonią przed oczami. Ocknęłam się. Popatrzyłam na nią. Była w o wiele lepszym stanie niż ja. Choć, tak mi się przynajmniej wydawało...

-Vickie, gdzie ty byłaś?

-nie wiem, byłam zbyt zajęta postrzelonymi myślami w mojej głowie, żeby dodatkowo myśleć o tym gdzie jestem. Boże, jak ja mogłam na to pozwolić... - uderzyła środkową częścią dłoni w czoło

-co się stało?

-uhh, zabrał mój telefon i wysłał sobie sygnał! A ja głupia nie wyrwałam się żeby mu ten przeklęty telefon zabrać!

-nie ty jedna masz taką sytuację. - spuściłam głowę patrząc na swoje dłonie. Wydawało mi się że widzę w nich swój telefon. Gapiłam się na nie z dobre pół minuty.

-chodź, lekcja nam się chyba zaczęła.

Podążyłam za Victorią. Szła obok mnie, niby żywa ale jednak nieobecna duchem. Jedyne co z niej zostało to ciało. Dusza i myśli były daleko oderwane od tego co aktualnie się działo. Ja miałam mętlik w głowie. Nieustannie majaczył mi w głowie widok jego głębokiego koloru oczu i to cholerne zdanie które cały czas brzęczy mi w uszach : ''miej się na baczności maleńka, bo wczoraj słyszałaś coś czego słyszeć w cale nie powinnaś.'' Te ostatnie słowa odbijały się echem w mojej głowie. Ja też zapewne szłam po tym korytarzu jak jakieś Zombie. Moje oczy były nieruchomo wpatrzone w podłogę. Szłam na wyczucie. Nie wiem, czy ja za moment nie zacznę gadać bzdur związanych z moimi nienormalnymi przemyśleniami, ale coś mi się widzi że najbliższy czas spędzony na szkolnych korytarzach, może okazać się istną torturą.

*   *   *

Nauczyciel odwrócił się do tablicy. Siedziałyśmy w ostatnim rzędzie. Moje czoło nieruchomo spoczywało na blacie ławki co chwilę odrywając się od niej bym mogłą spojrzeć która godzina i ile minut pozostało do końca lekcji. Ta lekcja, była dzisiaj już ostatnią. Moje myśli nieco uspokoiły się, choć ciągle przypominały mi o spotkaniu dziś rano. Niezbyt dobrze to wspominałam bo z każdym razem, zaczynał mnie boleć brzuch. Paskudne uczucie.

Zadzwonił wyczekiwany dzwonek. Niedbale wrzuciłam swoje rzeczy do torby i niczym torpeda wypadłam z klasy a za mną Victoria. Tego dnia zaplanowałyśmy sobie wracanie na nogach, choć teraz nie za bardzo się nam podobał ten pomysł. Wczoraj ta idea wydawał się korzystna, dziś już nie. Zeszłam myślami na ziemię. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy i wychodząc z uczelni od razu pociągnęłam Victorię w stronę uliczki będącą najkrótszą drogą prowadzącą do naszego domu. Nas i uczelnię dzieliły 3 kilometry, ale ze względu na to że wczoraj sobie coś obiecałyśmy - postanowiłyśmy iść na nogach.

-powiedz, co się działo u ciebie i Justina kiedy zniknęliście mi z oczu? - przerwałam ciszę.

-doprowadził mnie do ściany i powiedział żebym dała mu swój numer. Powiedziałam że mu go nie dam i chciałam znowu odejść ale on mnie przytrzymał i sam mi wyciągnął ten telefon! Nie rozumiem jedynie skąd wiedział że go tam trzymam?

-uh, sama nic z tego nie rozumiem...

Wyszłyśmy za miasto. Prosta droga, wzdłuż niej co jakiś czas pojedynczy dom z ogródkiem. Mnóstwo bocznych uliczek i większych domów lub bloków mieszkalnych. Miasto powoli zaczynało tu ustępować. Szłyśmy powoli, sącząc leniwie gorącą czekoladę przez słomki. Kocham to.

Jednak ciągle nie odstępował nas fakt, że obie miałyśmy wrażenie iż ktoś za nami idzie. Tak więc skręciłyśmy w boczną uliczkę wzdłuż alejki chcąc obejść jak najdłuższą trasę i stracić to uciążliwe uczucie. Jednak, nawet to poświęcenie nie pomogło. Nie przyspieszałyśmy, nie miało to sensu. Idąc powoli wzdłuż alejki zauważyłam coś co z pewnością widziałam już dzisiaj parę razy. A był to charakterystyczny kaptur, fragment granatowego t-shirtu oraz drobne loki wystające z boku kaptura. No i oczywiście znalazł się tam też drugi agregat. Szara bluza i białe Conversy łatwo było rozpoznać. Miałyśmy już zawrócić kiedy usłyszałam dość wredne sformułowanie przywołujące nas, a mianowicie:
-ej, pięknisie dokąd to?
Automatycznie stanęłam w miejscu, zaciskając wargi w wąską kreskę. Moje pięści ścisnęły się ale nie miałam zamiaru nikogo uderzyć. Jednak nie lubię być przez kogoś nazywana w akurat taki sposób. Ja jestem Megan. Megan! A nie pięknisia... wkurzające.
-do domu, a gdzie indziej? - wypaliła Victoria zanim zdążyłam rzucić jej ostrzegawcze spojrzenie
-znam prostszą drogę.
-o, doprawdy? Jestem niezwykle ciekawa dokąd prowadzi, hmm? - Victoria miała giętki język na typowe dla niej odzywki
-prosto do mojego łóżka.
-nie dzięki - Victoria zrobiła zniesmaczoną minę i kątem oka zerknęła na mnie. Odwróciła mnie szarpnięciem za łokieć i już chciałyśmy iść kiedy znowu...:
-masz giętki języczek. Ciekawe czy potrafi coś jeszcze oprócz mielenia w ustach? - chłopak arogancko się zaśmiał co wprawiło Victorię w lekką złość, ale jednocześnie zauważyłam lekkie rumieńce na jej twarzy.

Czułam że ona traktuje go jako typową zmorę, kogoś cholernie wkurzającego. Nie traktowała tego kim jest zbyt poważnie. No, a przynajmniej mnie się tak zdawało...

środa, 20 listopada 2013

Rozdział 3.

*   *   *

-cholera jasna, Victoria! - krzyknęłam na nią w pośpiechu zbierając swoje rzeczy - TAXI już na nas czeka, pospiesz się!

Wybiegłam z domu i wsiadłam do samochodu patrząc jak moja współlokatorka domyka drzwi i biegnie do samochodu, po czym żółte auto ruszyło. Na całe szczęście jeszcze nie jesteśmy spóźnione. No chyba że po drodze coś się zepsuje ale wątpię w to.

Taksówkarz podsadził nas dokładnie pod samą uczelnię. Wielki budynek i cała masa nastolatków pędzących na wykłady. My jesteśmy tu co prawda dopiero pierwszy rok ale jesteśmy solidnie zapoznane z tym miejscem. Zaczęłam niepewnie kroczyć przed siebie patrząc czy gdzieś przypadkiem nie ma tych dwóch chłopaków których spojrzenia JA wolałabym uniknąć. Ale... no cóż. Nie udało się.

Kiedy weszłyśmy na korytarz szkolny w tłumie nastolatków spieszących się każdy w inną stronę zauważyłam znajome twarze. Zaklęłam w duchu usiłując na wszelki sposób odwrócić swoją uwagę. Ale to też mi się nie udało. Co gorsza, obie byłyśmy zmuszone przejść obok nich aby móc dotrzeć do klasy w której aktualnie miały odbyć się nasze lekcje. Innej drogi do tamtej klasy, nie było...Że też musieli siedzieć akurat tam! No, może w cale nie mieli zamiaru z nami rozmawiać czy coś, ale przez moją głupią fantazję zaczynałam trochę histeryzować. Nie wiem nawet czemu.

Idąc śmiało przed siebie usilnie starałam się wypatrzeć wolnego przejścia. I gdy ostatecznie je znalazłam, moje przejście zostało nagle zasłonięte czyjąś sylwetką. Mój dotychczasowy jasny widok i światło, zostało zasłonięte przez granatowy kolor czyjegoś podkoszulka, no i oczywiście bluza. Cofnęłam się o krok usiłując wyminąć ową postać, lecz ta przesunęła się ponownie odgradzając mi drogę. Jedyne co usłyszałam to:
-dokądś się wybierasz, mała?
Czułam że w moim gardle język zawiązał się na supeł i że nie dam rady niczego z siebie wydusić. Znałam głos który do mnie mówił, ale nie miałam odwagi popatrzeć do góry. Nagle moje buty stały się niezwykle interesujące...
-mała, oczy mam nieco wyżej, nie sądzisz? - powiedział męski głos, a już po chwili poczułam czyjąś dłoń podnoszącą mój podbródek do góry. Moim oczom ukazał się widok chłopaka w kapturze. Z bujnymi, brązowymi lokami, z szerokim uśmiechem, dołkami w policzkach i o zielonych oczach. Znałam tą twarz. W moich oczach była piękna, ale i przerażająca za razem. Chłopak który stał nad moim stosunkowo niskim ciałem, śmiał się, zapewne widząc zmieszanie jak i przerażenie na mojej twarzy. Zamknął usta ciągle wykrzywiając wargi w szeroki uśmiech.
-ja... - nie mogłam dobrać odpowiednich słów na tak proste pytanie. Byłam jednak zbyt stanowcza działaniach dlatego odepchnęłam jego dłoń z mojego podbródka i wyminęłam go szybko jedynie rzucając:
-mam lekcje.
Słyszałam jak Victoria za mną biegnie. Ja jednak byłam w szoku, ze względu na to co zrobiłam. Ręce mi się trzęsły bo poczułam, że... no że zachowałam się tak inaczej niż zapewne powinnam. Drżałam. A najbardziej moje dłonie. Spotkanie oko w oko z mordercą to nic przyjemnego. Oczywiście o ich zachowaniu wiedzą jedynie nieliczni. Niepowołani uczniowie, lub ci którym nikt o nich nie opowiadał - nic nie wiedzą. Tak samo jak nauczyciele. Ale ja wiedziałam kim on był. Kim oni byli. Nie wiedziałam co czuła Victoria. Byłam zbyt przerażona własnym zachowaniem, żeby jeszcze dodatkowo myśleć o jej zachowaniu... ja zwiałam! Nie wiem co ona zrobiła...

Nagle, spośród moich gwałtownych myśli wyrwało mnie lekkie odepchnięcie w tył za ramię. Odwróciłam się i ponownie ujrzałam tą samą sylwetkę. Chłopak stał z o wiele poważniejszą miną ale nie marszczył brwi. Ponownie usiłowałam wymigać się z niewygodnej sytuacji, usiłując ponownie się odwrócić i odejść ale on mnie zatrzymał:
-nie uciekaj, chcę z tobą porozmawiać.
Jego ochrypły głos zadźwięczał w moich uszach. Czułam jak moje kolana powoli robią się jak z waty ale na wszelki sposób usiłowałam się jakoś to opanować.
-a... ale o czym?
Uśmiechnął się widząc moje zdenerwowanie w głosie jak i na twarzy. Moja klatka piersiowa szybko opadała i unosiła się. Kurde, nerwy mną za mocno miotają.
Nachylił się nade mną, kładąc mi swoje dłonie na obojczykach i wyszeptał do ucha...
-bądź tak miła i podaj mi swój numer, dobrze?
... a ja o mały włos nie dostałam zawału. 
-wybacz nie mogę... - wydusiłam z siebie w miarę równym tonem jedno, krótkie zdanie...
-dlaczego? - chłopak oparł się wygodnie o ścianę oczekując jakiejś odpowiedzi z mojej strony. Ja jednak miałam ciągle supeł w gardle i ciągle brakowało mi pomysłów na jakąś sensowną wypowiedź. Spojrzałam kątem oka na Victorię. Stała obok mnie patrząc z szeroko otwartymi oczami i usiłując wymusić pomoc. Nic z tego, sama jestem w tarapatach...
-po prostu, nie wszystkim podaję swój numer.
Zaśmiał się poprawiając opadającą mu na czoło grzywkę wystającą spod kaptura.
-a może, zrobiłabyś dla mnie wyjątek?
-nie.
Nachylił się nade mną lekko marszcząc brwi. Zacisnęłam dłonie na materiale mojej bluzki i jedynie czekałam na to co będzie dalej. Wyszeptał mi do ucha:
-w takim razie sam sobie zabiorę.
Poczułam jak jego dłonie wśliznęły się w tylne kieszenie moich spodni. Ciężarem swojego tułowia przycisnął mnie do ściany dodatkowo uniemożliwiając ucieczkę ramionami ułożonymi po obu stronach mojej szyi. Poczułam jak wyjmuje z niej mój telefon. I posyła sobie sygnał po czym automatycznie kasuje go z pamięci mojego telefonu, a następnie ponownie nachyla się nade mną aby odłożyć go na miejsce. Cholera, on ma mój numer! Gdy się ponownie schylał poczułam jego oddech na swojej szyi. Zadrżałam lekko na co on się zaśmiał gardłowo i zatoczył końcem języka drobny szlaczek pod moim uchem. Stałam jak sparaliżowana. Szukałam wzrokiem Victorii ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć.
Chłopak jedną ręką przytrzymał mój nadgarstek a drugą trzymał z tyłu za kark. Swoim torsem który wyczułam na brzuchu i klatce piersiowej dociskał mnie do ściany. Zabójcze tępo mojego serca było zagłuszone przez jego ciało dociśnięte do mnie. 
Jego gorące wręcz usta zeszły na szyję zostawiając mokry pocałunek. Czułam dreszcze. Ten chłopak właśnie całował mnie po szyi kiedy ja o mały włos nie dostawałam zawału. Nagle poczułam jak delikatne muska moja skórę zębami mając w zamiarach zrobić mi malinkę.
-nie, ja jestem w szkole... - wyszeptałam usiłując się odepchnąć. Oblizał miejsce poprzednio całowane na mojej skórze i wyszeptał jeszcze raz do ucha:
-miej się na baczności maleńka, bo wczoraj słyszałaś coś czego słyszeć w cale nie powinnaś. - po czym przygryzł płatek mojego ucha, i odszedł śmiejąc się na mój wręcz sparaliżowany widok.

Jak dobrze że tam była ławka... Osunęłam się na nią. I zaczęłam nerwowo łapać oddech. Nigdzie nie widziałam Victorii. Dopiero po chwili znalazłam ją przeciskając się w moją stronę pośród innych studentów. Wyglądała podobnie do mnie - tak jakby po zawale...
-Megan... - przytuliła się do mnie. Chwilę potem zadzwonił dzwonek na lekcje...

Rozdział 2.

-co Cię tak zamurowało? - zapytała Victoria wręczając mi kubek z herbatą. Musiałam na tamtą chwilę wyglądać ciut śmiesznie. Z resztą nie ja, moja fryzura...
-wiesz, niezbyt dobrze czuję się z faktem że to oni tam stali a nie kto inny.
-mam przez to rozumieć że martwisz się o to że oni tam stali?
-nie. Martwi mnie ich spojrzenie. Dziwnie się z tym teraz czuję. - spojrzałam na rękę na której pojawiła się gęsia skórka. Ponownie przetarłam ją kocem. -to spojrzenie... no wiesz, trochę mnie sparaliżowało.
-zauważyłam, szłaś jak jakby cię prąd pokopał.
-nie podoba mi się to.
-co takiego? - zachłysnęła się herbatą parząc wargę. Mądra. Niezwykle.
-no wiesz... ja... nie umiem tego jakoś jednoznacznie sprecyzować.
-chodzi o to kim oni są?
-nie do końca o to. Przeraża mnie fakt że zmierzyli nas takim spojrzeniem.
-a ty znowu o tym... - przewróciła oczami
-Vickie, zrozum że nie podoba mi się to, dobrze wiesz kim oni są.
-wiem.
-fakt że byłyśmy tam sprawia... no... że mam takie dziwne uczucie.
-co? - Victoria nie mogła się wręcz nadziwić temu co do niej mówiłam. Patrzyła na mnie z lekko rozwartymi ustami oczekując że powiem coś dalej.
-ehh... wszystko muszę ci tłumaczyć... - westchnęłam po czym poprawiłam kubek w dłoni - pamiętasz ich rozmowę? Mówili coś o dotrzymaniu tajemnicy prawda?
-no tak, ale co to ma do rzeczy?
-a pamiętasz jak mówili że jeśli ktoś się o tym dowie to będzie marnie?
-no tak, i co z tego?
-pomyśl dziewczyno, przecież my nie słyszałyśmy o jaką konkretnie tajemnicę chodzi, a znając życie te dwa półgłówki pomyślą że o wszystkim wiemy i że NA PEWNO ogłosimy to całemu światu...

Victoria zachłysnęła się herbatą, wypluwając niemal całą zawartość na swoje spodnie. Bravo. Doprawdy gratuluję inteligencji.
Popatrzyła na mnie wzrokiem pełnym jakiejś dziwnej obawy. Chyba dopiero teraz zrozumiała czemu ja miałam wątpliwości. Po ludziach takich jak ci dwaj można się spodziewać wszystkiego. Są w pewnym rodzaju nieprzewidywalni. Ale nie to  mnie przeraża. Najbardziej ciężki w zrozumieniu jest dla mnie fakt, iż jutro, czyli w poniedziałek, my obie jesteśmy zmuszone pójść na uczelnię. Chodzimy na studia. Ale nie to jest najgorsze. Ja i Victoria mamy wykłady na tej samej uczelni co ci dwaj! To mnie najbardziej przeraża...

-o nie, jutro na uczelnię... - popatrzyła na mnie, na kubek z herbatę, zegarek i znowu na mnie.
-co cię bardziej gnębi? To że trzeba iść do szkoły, czy to że oni tam będą?
-co?! - znowu podskoczyła w miejscu. Ponownie się oblewając.
-odstaw ten kubek sieroto. - odłożyłam jej go przecierając kąciki oczu - czego znowu nie rozumiesz?
-wszystko rozumiem. Zapomniałam tylko...
-że chodzimy do tej samej szkoły?
-tak.
-nie martw się, mnie teraz też to przeraża...

Postanowiłam że dzisiaj pójdę spać wcześniej żeby jutro obudzić się w miarę normalnym stanie. Zostawiłam Victorię z oblanymi spodniami na kanapie, oświadczyłam że idę spać i poszłam. Chwilę potem usłyszałam odgłos gaszonego światła na dole i stukot wchodzenia po schodkach na górę. Nasze łóżka dzieliła przestrzeń równa połowie metra. Dziś połączyłyśmy łóżka. Pierwsza poszła się przebrać Victoria. Ja zabrałam się za ścielenie łóżka. Teraz wydawało się być gigantyczne! Miękka pościel, 2 kołdry i cała masa poduszek stworzyły nam raj. Raj w sensie że było wygodnie. Wyjęłam z szuflady rozciągnięty podkoszulek służący za moją piżamę i po powrocie Victorii poszłam się przebrać.

*   *   *

Kiedy wróciłam jedynym palącym się światłem były lampki choinkowe wiszące po mojej stronie łóżka. Wskoczyłam na miękki materac. Zgasiłam światełka, bo tak jak uznałam wcześniej - postanowiłam iść spać. Jednak w pierwszych chwilach okazało się to zupełnie niemożliwe. Bo ciągle moje myśli przywracały mi fragment naszego powrotu do domu i to spotkanie, które przyczyniło się do powstania dziwnych myśli w mojej głowie. Ja zapewne teraz histeryzuję, no ale cóż... taka moja natura.
Długo męczyłam się z zaśnięciem. Bardzo długo.Moja głowa była jak jakieś pole bitwy. Myśli bombardowały się nawzajem. Victoria wydała z siebie gardłowe chrząknięcie więc uznałam że również nie śpi.
-śpisz?
-nie, jakoś nie mogę - usłyszałam szelest kołdry przewracane na drugą stronę.
-ehh, moja głowa to jakieś pole bitwy..  - powiedziałam przecierając twarz.
-u mnie tak samo. Wszystko przez ciebie!
-co przeze mnie?!
-gdybyś mi nie wytłumaczyła tych całych twoich podejrzeń, to pewnie teraz nie musiałbym się tak męczyć...
-czyli wolałabyś żyć w nieświadomości? - zapanowała chwila ciszy
-no nie...
-to o co Ci się rozchodzi...

Leżałam jeszcze chwilę usiłując zająć myśli czymkolwiek, byleby zasnąć. I po długich zmaganiach, po przewracaniu się z boku na bok, w końcu usnęłam.

_____________________________________________________________________________

Obudziłam się druga. Wyspana. Rześka. Ale kiedy przypomniałam sobie koszmar przy zasypianiu z ostatniej nocy, to odechciało mi się wstawania. Spojrzałam na zegarek. Miałam w sumie 20 minut do wyjścia. Zsunęłam się z łóżka i poczłapałam na dół. Na stole czekały na mnie gofry i sok a do tego sałatka z arbuza. Ciekawa jestem, kiedy ona wstała ?

Rozdział 1.

Siedziałam przy barze zataczając dnem szklanki kółka na blacie. Victoria właśnie wypiła ostatniego łyka drinka podczas gdy moje szkło ciągle było napełnione do połowy. Dwoma pokaźnymi łykami opróżniłam zawartość szkiełka i spojrzałam na Victorię. Ona odwróciła twarz i wykrzywiła wargę w pół uśmiech
-wychodzimy? - zapytała poprawiając włosy ręką usiłując doprowadzić je do ładu.
Podniosłam się z obrotowego krzesła i zaczęłam zmierzać w stronę wyjścia. Przedzierałam się przez tłum spoconych ciał nastolatków wirujących pod wpływem dudniącej muzyki. Impreza rozkręciła się na dobre, w momencie gdy uznałyśmy iż najwyższa pora na powrót. Powietrze było ciepłe i nieco przesiąknięte zapachem alkoholu. Z wielką ciekawością przyglądałam się wszystkim osobom będącym aktualnie na parkiecie.
Z uważnych przyglądań wyrwało mnie siarczyste pociągnięcie za dłoń. Victoria najwyraźniej znudziła się czekaniem, aż w końcu napatrzę się na taneczne ruchy gości lokalu. Pociągnęła mnie w stronę wyjścia. Gdy przekroczyłam wyjście z lokalu moje ciało zostało opanowane przez lekki dreszcz ze względu na zmianę temperatur. Otuliłam się mocniej marynarką i pozwoliłam pociągnąć się za łokieć.
Byłyśmy szczerze zawiedzione faktem, iż do domu, będziemy zmuszone iść na nogach. Żadne z przejeżdżających obok nas Taxi nie chciało się zatrzymać. Tak więc jedyną nadzieją na powrót do domu było przejście drogi powrotnej na nogach.

Bolały mnie stopy. Buty na obcasie dały się we znaki. Postanowiłam że nie dam rady już dłużej iść uniesiona na palcach.
-Victoria, poczekaj na chwilę. - schyliłam się po czym odpięłam pasek od moich butów uwalniając stopy od niewygodnego obuwia. Zachwiałam się lekko. Moje łydki zadrżały i pojawił się w nich lekki ból. Wyprostowałam się i spojrzałam na Victorię. Zaśmiała się na widok moich butów w prawej dłoni.
-widzę że masz zamiar iść boso?
-ty masz buty na płaskiej podeszwie, ja mam obcasy i już nie dam rady iść na palcach... - powiedziałam przewracając oczami i ciągnąc ją w przód.
Alkohol nie zdążył całkowicie wyparować z naszych żył mimo iż wypiłyśmy ledwo 3 drinki. Nie więcej. Nasze ciała było lekko spocone co wyczułam ja zgięciu naszych łokci. Szłyśmy ,,za łokieć''. Imprezowy nastrój ciągle nam się udzielał. Pewnie zostałabym tam dłużej ale zbyt duży nacisk dudniącej muzyki sprawiał że zaczynała mnie boleć głowa.

Musiałyśmy przejść przez jeszcze jedną ulicę po czym skręcić niedaleko za miasto z stronę naszego małego osiedla. Domy w tamtej okolicy były rozstawione nierównomiernie. W promieniu około 200 metrów od naszego domu, znajdowało się jedynie jezioro i mały las. Inne domy były bardziej wysunięte na zachód.

Co jakiś czas czułam jak pojedynczy kamyk wbijał się w moją stopę, jak nie w jedną to w drugą. Co chwilę przystawałam by spojrzeć na brudne rajstopy potargane przez kamyki. W końcu szłam boso. Ale z pewnej perspektywy lepsze to niż pokonywanie całego tego dystansu w szpilkach. Victoria miała o tyle szczęścia że ubrała buty na płaskiej podeszwie. Dziwnie się przy niej czułam. Byłam o wiele wyższa. Bez szpilek też jestem trochę wyższa ale w tedy czułam się jak żyrafa. Na ogół żadnej z nas to w jakimś szczególnym stopniu nie przeszkadzało. Było to wręcz zabawne.

*   *   *

Skręciłyśmy za miasto. Była tam jeszcze jedynie jedna, mała uliczka którą musiałyśmy przejść aby trafić na prostą drogę wiodącą w stronę naszego osiedla, jeziora i naszego domku. To nie był duży dom. Ale był przytulny. Pozmieniałyśmy w nim sporo, co sprawiło że teraz jest tam niezwykle przyjemnie. W sumie mamy do dyspozycji 2 pokoje na pierwszym piętrze oprócz łazienki a na górze urządziłyśmy sypialnię. Na dole mamy tak właściwie trzy pokoje. Łazienkę, kuchnię i salon z widokiem na las i jezioro jednocześnie.

Weszłyśmy w ciasną uliczkę. Będąc w połowie drogi doszedł do nas dobrze nam znany odgłos tłuczonego szkła. Uznałyśmy że to znowu uliczni pijacy tłuką się nawzajem o alkohol z monopolowego. Tak więc uznając ten odgłos za objaw obecności żuli, nie zmieniając kroku szłyśmy dalej.

Po chwili jednak ten odgłos znacznie się nasilił. Moje oczy nerwowo zaczęły patrolować teren by znaleźć odpowiedź na odgłos który do nas docierał. Ale nie było nic. Słyszałam jedynie coraz głośniejsze odgłosy, tym razem takie jakby ktoś wdepnął w rozbite resztki butelek i je rozdeptał. Victoria postanowiła zwiększyć tępo naszego marszu mocno pchnęła mnie ramieniem do przodu. Szłyśmy blisko siebie nie mówiąc ani słowa, tylko wsłuchując się w głuchą ciszę co chwila przerywaną dzikim odgłosem łamanego szkła.

Właśnie skręciłyśmy w uliczkę wiodącą wzdłuż naszego osiedla, kiedy ponownie usłyszany odgłos skierował nasze głowy w stronę jednej z bocznych uliczek. Okazało się że odgłos szkła miał inną podstawę niż myślałyśmy. Podeszłyśmy bliżej. Naszym oczom ukazał się widok czwórki chłopaków miotających swoimi ciałami nawzajem. Okładali się i szarpali, jeden drugiego. Wszyscy. Słyszałyśmy jak mówią o dotrzymaniu obietnicy i o tym że jesli ,,te'' wiadomości ktoś odczyta lub usłyszy to marnie się to skończy.

Zaczęłam iść w swoją stronę ciągnięta przez nieco poddenerwowaną Victorię. Chciałyśmy ich wyminąć bezszelestnie. Wszystko by się udało, gdybym ponownie nie wdepnęła na coś cholernie kłującego.
-Aua! - wysyczałam przez zęby i pisnęłam jeszcze raz kiedy postawiłam stopę na gruncie, coś się wbiło. Upuściłam buty po czym podniosłam stopę i wyjęłam kawałeczek szkła. Zaczęłam masować kciukiem bolące miejsce, kiedy Victoria szturchnęła mnie ramieniem.
-Megan... - spojrzałam na nią. Była zapatrzona w jakiś punkt. Skierowałam swoje spojrzenie tam gdzie prawdopodobnie patrzyła ona, i mój wzrok zetknął się z morderczym wzrokiem dwójki nastolatków patrzących na nas w ten sposób że moje ciało zostało oblane falą dreszczu. Pozostali dwaj chłopcy byli zbyt zajęci zbieraniem jakich rzeczy z drogi. Miałam wrażenie że nie powinno nas tam być i automatycznie moja podświadomość drgnęła moim ciałem kierując nas w stronę domu.

Czułam jak drżą mi palce. Szybko podniosłam buty i pociągnęłam Victorię. Czułam jak ich spojrzenie spoczywa na nas, bo mierzyli nas takim dziwnym spojrzeniem. Nie widziałam dokładnie ich twarzy ale ich oczy... wbiły się w moją pamięć. Patrzyły tak chłodno, oschle, morderczo, chciałam uciekać, ale bałam się że zmęczę się zbyt szybko i moja ucieczka będzie na nic. Wolałam spokojnie ich obejść. Jednak czułam czyjeś spojrzenie na swojej skórze, po prostu wiedziałam że ktoś oprócz Victorii na mnie patrzy.
Kiedy byłyśmy wystarczająco daleko odważyłam się zapytać.
-kto to był?
-no jakto kto?! - Victoria aż podskoczyła w miejscu. Spojrzała na mnie tymi swoimi oczami usiłując zrozumieć to co powiedziałam. Nie udało jej się to. Poprawiła kujonki na nosie, odwróciła się by upewnić się że nikt nas nie słyszy. - co ty Justina z Harrym nie rozpoznałaś?!
-to byli oni?! - moje oczy pewnie rozszerzyły się po usłyszanych imionach: Justin z Harrym. Owszem, wiem co to za dwaj. Często ich widuję wieczorami na ulicach gdzieś na tyłach miasta. Boję się zadawać z tego typu ludźmi, a teraz bałam się tym bardziej, zwłaszcza że ich spojrzenie przeszło mnie niemal na wylot.
-no, oni. Z resztą kto oprócz nich szlaja się teraz po mieście?
-my. - lekko zaśmiała się na moje słowa. - ale tak poza nami to już nikt.
-nikt, poza nami i nimi.
-to spojrzenie... - na samą myśl znów przeszły mnie dreszcze. - ono... mnie przeszyło.
-wiem, patrz. - pokazała na swoje palce które ujrzałam w świetle ulicznej lampy. Drżały.
-wracajmy do domu, niezbyt dobrze się tutaj czuję...
-tia, dobry pomysł. - pociągnęła mnie w stronę naszego domu.

*   *   *

Drzwi otworzyłyśmy po krótkich zmaganiach z brakiem światła. Pospiesznie zdjęłam z siebie marynarkę, buty rzuciłam niedbale w kąt i pozwoliłam sile grawitacji podziałać na moje ciało, przewracając się na kanapę. Victoria zaczęła robić herbatę. To dziwne, że wróciłyśmy z imprezy i robimy sobie herbatę ale coś czułam że ona się nam może przydać. Ciągle czułam na skórze czyjeś spojrzenie. Przetarłam ramiona kocem by pozbyć się tego uczucia. Zaakceptuję w spokoju spojrzenie każdego, ale nie ich...

wtorek, 19 listopada 2013

Charakterystyka

Tak, więc jednak uznałeś że zagłębiasz się w mojego bloga? Dobrze. Rozumiem że jesteś ciekawy. Ale skoro już tu jesteś, to poznaj bohaterów mojego opowiadania. Zapoznaj się z nimi.



Megan Lottie

Ma 17 lat. Z natury jest niecierpliwą osobą mającą dużo do powiedzenia. Nie lubi słuchać o czymś co ją nie interesuje. Jest jednak przyjacielska, uczciwa, wierna i przede wszystkim ma poczucie humoru. Panicznie boi się ciemności. Pewna swoich możliwości. Ma jednak jedną wadę. Czuje się nieatrakcyjna i wie że nie ma powodzenia i płci męskiej, dlatego wraz z Victorią, woli trzymać się własnego świata. Nie ma chłopaka. Nie jest przyzwyczajona do ich towarzystwa. Woli spędzać czas z Victorią, jej najbliższą przyjaciółką jak i kuzynką.


Victoria Mood

Ma 17 lat. Mieszka wraz z Megan w domku niedaleko jeziora, który wynajęły we dwójkę by zmniejszyć koszty. Są sobie bliskie, często są porównywane do sióstr. Victoria jest osobą zabawną, upartą i niezwykle przyjacielską. Ze względu na ciągłe przebywanie w towarzystwie Megan, również straciła wiarę w swoją atrakcyjność. Nie ma chłopaka. Ma klaustrofobię i jej koszmarem jest bycie wepchniętym do szafy. Nie lubi rozmów o nauce i sprawach publicznych.


Harry Styles

Ma 19 lat. Typ buntownika posiadającego swoje własne zdanie. Przyzwyczajony do tego, że zawsze dostanie to czego chce. Nie akceptuje sprzeciwu. Ma opinię przemytnika narkotyków, mordercy, zbiega, ciągle wymykającego się spod prawa. Oba te stwierdzenia są prawdą. Nie jest kimś szczególnie szanowanym ze względu na to co robi. Często bywa pijany. Niektórzy mówią na niego kapturnik, ze względu na kaptur wiecznie spoczywający na jego głowie. Ma tylko jednego kumpla - Justina. Jest chłopakiem o wyrazistym charakterze. Czasem udaje kogoś kim nie jest. Nie brakuje mu arogancji. Jest bezczelny, chamski, podły ale potrafi być też niezwykle delikatny. A najbardziej w kwestii dochowywania tajemnic. Idzie stanowczym krokiem w przód i nie boi się faktu że kiedyś może skończyć za kratkami. Ma kilka dyskretnych tajemnic o których wie tylko Justin.


Justin Bieber

Ma 19 lat. Jest pewny siebie. Wie że wszystko co robi zawsze ujdzie mu na sucho. Miewał problemy z policją jednak nigdy nie kończył na rozprawie w sądzie lub w więzieniu. Kończyło się na upomnieniach. Tak jak Harry przemyca narkotyki i plami ręce cudzą krwią. Nie ma pohamowań i nic go nie powstrzyma przed wykonaniem zdania. Jest podły, arogancki i szybki w działaniach. Nie ma dziewczyny. Czasem brak mu kontroli nad gniewem. Wraz z Harrym należy do tajemniczego gangu. Oni obaj mają do wypełnienia misję w którą potem fatalny zbieg wydarzeń wplecie zupełnie niepowołane osoby. Ma kilka tajemnic o których wie tylko Harry.


Bohaterowie drugoplanowi:

Troy Evans


Dirk Smith


Jake Bullow



Wszyscy mają po 19 lat. Ci trzej chłopcy, mimo iż należą do tego samego gangu co Harry i Justin, są ich największymi wrogami w życiu codziennym i nie tylko...

James Black

Ma 29 lat. Szef owego tajemniczego gangu. On wydaje zlecenia i manewruje ofiarami. Robi wrażenie przyjacielskiego, jednak w głębi serca, jego najgłębszym marzeniem jest wsadzić Stylesa za kratki, w odwecie za krzywdy niegdyś wyrządzone jego rodzinie przez ojca Harry'ego. Sam Harry nic nie wie o przeszłości swojego ojca. A wkrótce się dowie. Black ma w głowie plan, który już realizuje.


Miejsce Akcji:

California







Jeśli po przeczytaniu opisu moich bohaterów, nadal uważasz że chcesz wiedzieć co się działo dalej i nie przeszkadzają ci charaktery głównych bohaterów to...




zapraszam na DESTINY

Dlaczego postanowiłam napisać tego bloga i kim jestem.

Cześć, na samym początku chciałam napisać, a konkretniej uświadomić was, dlaczego postanowiłam napisać bloga o takiej a nie innej treści. Otóż inspiracją do napisania opowiadania DESTINY, były moje myśli które gromadziłam w swojej głowie leżąc wieczorami na podłodze z książką i tekstem którego musiałam się nauczyć. Wtedy zwykle nachodzą mnie jakieś mordercze myśli. Bo to zabójczo nudne zajęcie... Tak więc postanowiłam przelać całe swoje myśli, doświadczenie w pisaniu oraz chęć podzielenia się własną wizją świata z innymi. Jestem zwykłą nastolatką o wielkiej fantazji która lubi marzyć o niebieskich migdałach. Jednak zanim ktokolwiek z was, zabierze się za czytanie mojego bloga, proszę, aby dobrze zastanowił się, czy aby na pewno tego chce. W każdym razie bądź, robicie to na własną odpowiedzialność.

Chcę aby każdy, kto teraz zabiera się za czytanie mojego bloga był w pełni świadomy tego co robi. Bo ostrzegam - jeśli boisz się wyobrażać sobie krew, to lepiej nie czytaj...

TO OPOWIADANIE NIE JEST ZWIĄZANE Z DUCHAMI !!!

Nic z tych rzeczy. Jest jeszcze jednak coś, o czym powiem już teraz. W opowiadaniu występują dwie gwiazdy show-biznesu : Harry Styles i Justin Bieber. Nie chcę aby ktokolwiek z was myślał, że moje opowiadanie odzwierciedla ich rzeczywiste charaktery! Jedyne co łączy bohaterów z DESTINY a bohaterów show-biznesu, to: wygląd, imię i nazwisko oraz barwa głosu. NIC więcej.

I już ostatnia uwaga!!! Byłabym wdzięczna by osoby poniżej lat 14 nie czytały moich postów. W przeciwnym razie grozi to solidnym uszczerbkiem na psychice. A nie chcę by którejś z was coś się stało...

Życzę miłego czytania - Madeleine.