wtorek, 26 listopada 2013

Rozdział 6.

Wkurzyło mnie jego zachowanie. Zbiegłam po schodach na taras, nie zważając na to że jedyne co mam na sobie to luźna koszula sięgająca połowy moich pośladków. No i ta bezcenna mina Victorii kiedy w pośpiechu ją wyminęłam. Wbiegłam na taras. Było ciemno. Nie widziałam już go. Gdzieś zniknął. Zastrzelę się...
-Megan, wszystko z tobą w porządku? - zapytała nieco zdziwiona Victoria
-on mnie widział. - wymamrotałam przez zęby zaciskając pięści.
-kto Cię widział?
-Harry mnie widział! Widział jak się przebieram, jak tańczę, nawet jak przewracam się na szafkę!
-... - po chwili ciszy wybuchła głośnym śmiechem.
-z czego rżysz ?! To nie jest zabawne!
-owszem, jest! Widok Ciebie jak tańczysz i jeszcze wywalasz się na szafkę jest doprawdy zabawny!
-przecież tego nie widziałaś...
-ale, jestem w stanie sobie wyobrazić, jak to musiało nieziemsko wyglądać!
-przestań... - wyminęłam ciągle roześmianą Victorię i speszona poczłapałam w stronę mojego łóżka, momentalnie wyłączając światło i kładąc się do łóżka. Pogładziłam dłonią udo. Cholernie bolało... spadłam na twardy kant szafki nabijając sobie bolesnego siniaka. Ehh...

*   *   *

Wstałam lekko naburmuszona, co sama zauważyłam. Byłam zła. Mój humor ciągle był poniżej zera. Na minusie. Wczorajsze SMS-y które otrzymałam od tego typka, sprawiły że nie byłam w najlepszym nastroju. Czemu on?! Cholera jasna, pytam czemu?!
-masz zamiar zwlec tyłek z łóżka czy zostajesz tam do końca dnia? - usłyszałam spokojny głos Victorii wołający mnie z dolnej partii naszego domu.
-nigdzie nie idę... nie chce mi się... jestem jakaś taka, niedorobiona... - wyjęczałam poprawiając się wygodnie na poduszce
-nie martw się, też dzisiaj nie wybieram się na uczelnię - powiedziała wskakując na łóżko z talerzem zapełnionym kanapkami. Miała o wiele poważniejszą minę niż wczoraj.
-ehm, Vickie?
-co?
-stało się coś? - popatrzyła na mnie tylko kątem oka - no mów dziewczyno, mnie chyba możesz powiedzieć?
-Justin do mnie pisał... znaczy, ah! Nie wiem czy to był on ale tak mi się wydaje.
-no?
-jego SMS-y zepsuły mi humor. Wczoraj jak poszłaś na górę to on zaczął do mnie wypisywać. Nie chcę dzisiaj iść do szkoły.
-hm, ja też nigdzie się nie wybieram. - powiedziałam z uśmiechem patrząc się w sufit. Byłam szczęśliwa z myślą że zostaję w domu. Przynajmniej nie będę zmuszona do patrzenia w kierunku tych konkretnych dwóch osobników.
-no stara, nie możemy opierdalać się cały dzień, coś musimy robić.
-na przykład?
-jedźmy gdzieś za miasto.
-no ale gdzie ty niby chcesz jechać?
-no nie wiem, jedźmy gdzieś gdzie jest mało ruchu.
-ehh... na przykład? - drażniłam ją
-Megan! - rzuciła we mnie poduszką
-no co?
-jedźmy gdzieś, proszę... gdziekolwiek... - wyjęczała błagalnie na mnie patrząc z nadzieją że coś wymyślę
-no dobra, możemy jechać nad rzekę.

Poskoczyła z radości i zaczęła w błyskawicznym tempie zbierać się do wyjścia. Ja też powoli zwlekłam się z ciepłego łóżka. Wzięłam szybki prysznic i równie szybko wskoczyłam w ciuchy oraz ułożyłam fryzurę. Niezbyt dbałam o jej idealny wygląd. Dziś postawiłam na wygodę. Zamknęłam drzwi, wcisnęłam klucze wraz z telefonem do kieszeni i wskoczyłyśmy do taksówki którą Victoria zdążyła zamówić.

*   *   *

Spacerowałyśmy po chodniku przy rzece, zrobionym co prawda dla rowerzystów, ale wygodnie się po niej chodziło. Chodziłyśmy z ramionami splecionymi w zgięciu łokcia. Pogoda niezbyt dopisywała. Zanosiło się na deszcz albo inne paskudztwo. W powietrzu unosił się ciężki opar wody. Gdzieniegdzie nawet mgła. Powietrze było ciężkie, niewygodne. Zanosiło się na solidną burzę. My jednak niezbyt się tym przejęłyśmy. Chodziłyśmy przy rzece chyba jako jedyne, śmiejąc się na cały regulator. Moje gardło drgało a myśli rozlewały się przyjemnie po umyśle.

Idąc wzdłuż ścieżki, zaczęłyśmy tak jak ona, kierować się w stronę lądu. Zaczęłyśmy się zagłębiać w lekką mgłę. Nieprzyjemny chłód obleciał moje ciało. Zaczęłam pocierać ramiona. Szłyśmy w spokoju jeszcze chwilę, gdy niedaleko drzewa zobaczyłyśmy jakąś postać opartą o pień konaru i siedzącą na wilgotnej trawie. Trochę wydało się nam to dziwne. Mokra trawa, zimno, lekka mgła, a ten ktoś siedział na ziemi... Uznałyśmy że aby przekonać się, co, ten ktoś robi, najlepiej będzie po prostu przejść obok mówiąc ,,Dzień Dobry''.

Niespiesznym krokiem zaczęłyśmy człapać w jego stronę. Tak to był chłopak. Rozpoznałyśmy go po krótko ściętych, ciemnych włosach. Podeszłyśmy jeszcze bliżej by przywitać się zwykłym ,,cześć'' gdy nagle Victoria odskoczyła jak porażona, a mnie zamurowało. Owa postać siedząca pod drzewem, nie wydawała z siebie dźwięków, nie unosiła klatki piersiowej, nie oddychała, miała zakrwawioną bluzę i nóż tkwiący w jego klatce piersiowej. Boże, ten chłopak... czy, kurwa, niech ktoś zadzwoni na pogotowie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz