-wychodzimy? - zapytała poprawiając włosy ręką usiłując doprowadzić je do ładu.
Podniosłam się z obrotowego krzesła i zaczęłam zmierzać w stronę wyjścia. Przedzierałam się przez tłum spoconych ciał nastolatków wirujących pod wpływem dudniącej muzyki. Impreza rozkręciła się na dobre, w momencie gdy uznałyśmy iż najwyższa pora na powrót. Powietrze było ciepłe i nieco przesiąknięte zapachem alkoholu. Z wielką ciekawością przyglądałam się wszystkim osobom będącym aktualnie na parkiecie.
Z uważnych przyglądań wyrwało mnie siarczyste pociągnięcie za dłoń. Victoria najwyraźniej znudziła się czekaniem, aż w końcu napatrzę się na taneczne ruchy gości lokalu. Pociągnęła mnie w stronę wyjścia. Gdy przekroczyłam wyjście z lokalu moje ciało zostało opanowane przez lekki dreszcz ze względu na zmianę temperatur. Otuliłam się mocniej marynarką i pozwoliłam pociągnąć się za łokieć.
Byłyśmy szczerze zawiedzione faktem, iż do domu, będziemy zmuszone iść na nogach. Żadne z przejeżdżających obok nas Taxi nie chciało się zatrzymać. Tak więc jedyną nadzieją na powrót do domu było przejście drogi powrotnej na nogach.
Bolały mnie stopy. Buty na obcasie dały się we znaki. Postanowiłam że nie dam rady już dłużej iść uniesiona na palcach.
-Victoria, poczekaj na chwilę. - schyliłam się po czym odpięłam pasek od moich butów uwalniając stopy od niewygodnego obuwia. Zachwiałam się lekko. Moje łydki zadrżały i pojawił się w nich lekki ból. Wyprostowałam się i spojrzałam na Victorię. Zaśmiała się na widok moich butów w prawej dłoni.
-widzę że masz zamiar iść boso?
-ty masz buty na płaskiej podeszwie, ja mam obcasy i już nie dam rady iść na palcach... - powiedziałam przewracając oczami i ciągnąc ją w przód.
Alkohol nie zdążył całkowicie wyparować z naszych żył mimo iż wypiłyśmy ledwo 3 drinki. Nie więcej. Nasze ciała było lekko spocone co wyczułam ja zgięciu naszych łokci. Szłyśmy ,,za łokieć''. Imprezowy nastrój ciągle nam się udzielał. Pewnie zostałabym tam dłużej ale zbyt duży nacisk dudniącej muzyki sprawiał że zaczynała mnie boleć głowa.
Musiałyśmy przejść przez jeszcze jedną ulicę po czym skręcić niedaleko za miasto z stronę naszego małego osiedla. Domy w tamtej okolicy były rozstawione nierównomiernie. W promieniu około 200 metrów od naszego domu, znajdowało się jedynie jezioro i mały las. Inne domy były bardziej wysunięte na zachód.
Co jakiś czas czułam jak pojedynczy kamyk wbijał się w moją stopę, jak nie w jedną to w drugą. Co chwilę przystawałam by spojrzeć na brudne rajstopy potargane przez kamyki. W końcu szłam boso. Ale z pewnej perspektywy lepsze to niż pokonywanie całego tego dystansu w szpilkach. Victoria miała o tyle szczęścia że ubrała buty na płaskiej podeszwie. Dziwnie się przy niej czułam. Byłam o wiele wyższa. Bez szpilek też jestem trochę wyższa ale w tedy czułam się jak żyrafa. Na ogół żadnej z nas to w jakimś szczególnym stopniu nie przeszkadzało. Było to wręcz zabawne.
* * *
Skręciłyśmy za miasto. Była tam jeszcze jedynie jedna, mała uliczka którą musiałyśmy przejść aby trafić na prostą drogę wiodącą w stronę naszego osiedla, jeziora i naszego domku. To nie był duży dom. Ale był przytulny. Pozmieniałyśmy w nim sporo, co sprawiło że teraz jest tam niezwykle przyjemnie. W sumie mamy do dyspozycji 2 pokoje na pierwszym piętrze oprócz łazienki a na górze urządziłyśmy sypialnię. Na dole mamy tak właściwie trzy pokoje. Łazienkę, kuchnię i salon z widokiem na las i jezioro jednocześnie.
Weszłyśmy w ciasną uliczkę. Będąc w połowie drogi doszedł do nas dobrze nam znany odgłos tłuczonego szkła. Uznałyśmy że to znowu uliczni pijacy tłuką się nawzajem o alkohol z monopolowego. Tak więc uznając ten odgłos za objaw obecności żuli, nie zmieniając kroku szłyśmy dalej.
Po chwili jednak ten odgłos znacznie się nasilił. Moje oczy nerwowo zaczęły patrolować teren by znaleźć odpowiedź na odgłos który do nas docierał. Ale nie było nic. Słyszałam jedynie coraz głośniejsze odgłosy, tym razem takie jakby ktoś wdepnął w rozbite resztki butelek i je rozdeptał. Victoria postanowiła zwiększyć tępo naszego marszu mocno pchnęła mnie ramieniem do przodu. Szłyśmy blisko siebie nie mówiąc ani słowa, tylko wsłuchując się w głuchą ciszę co chwila przerywaną dzikim odgłosem łamanego szkła.
Właśnie skręciłyśmy w uliczkę wiodącą wzdłuż naszego osiedla, kiedy ponownie usłyszany odgłos skierował nasze głowy w stronę jednej z bocznych uliczek. Okazało się że odgłos szkła miał inną podstawę niż myślałyśmy. Podeszłyśmy bliżej. Naszym oczom ukazał się widok czwórki chłopaków miotających swoimi ciałami nawzajem. Okładali się i szarpali, jeden drugiego. Wszyscy. Słyszałyśmy jak mówią o dotrzymaniu obietnicy i o tym że jesli ,,te'' wiadomości ktoś odczyta lub usłyszy to marnie się to skończy.
Zaczęłam iść w swoją stronę ciągnięta przez nieco poddenerwowaną Victorię. Chciałyśmy ich wyminąć bezszelestnie. Wszystko by się udało, gdybym ponownie nie wdepnęła na coś cholernie kłującego.
-Aua! - wysyczałam przez zęby i pisnęłam jeszcze raz kiedy postawiłam stopę na gruncie, coś się wbiło. Upuściłam buty po czym podniosłam stopę i wyjęłam kawałeczek szkła. Zaczęłam masować kciukiem bolące miejsce, kiedy Victoria szturchnęła mnie ramieniem.
-Megan... - spojrzałam na nią. Była zapatrzona w jakiś punkt. Skierowałam swoje spojrzenie tam gdzie prawdopodobnie patrzyła ona, i mój wzrok zetknął się z morderczym wzrokiem dwójki nastolatków patrzących na nas w ten sposób że moje ciało zostało oblane falą dreszczu. Pozostali dwaj chłopcy byli zbyt zajęci zbieraniem jakich rzeczy z drogi. Miałam wrażenie że nie powinno nas tam być i automatycznie moja podświadomość drgnęła moim ciałem kierując nas w stronę domu.
Czułam jak drżą mi palce. Szybko podniosłam buty i pociągnęłam Victorię. Czułam jak ich spojrzenie spoczywa na nas, bo mierzyli nas takim dziwnym spojrzeniem. Nie widziałam dokładnie ich twarzy ale ich oczy... wbiły się w moją pamięć. Patrzyły tak chłodno, oschle, morderczo, chciałam uciekać, ale bałam się że zmęczę się zbyt szybko i moja ucieczka będzie na nic. Wolałam spokojnie ich obejść. Jednak czułam czyjeś spojrzenie na swojej skórze, po prostu wiedziałam że ktoś oprócz Victorii na mnie patrzy.
Kiedy byłyśmy wystarczająco daleko odważyłam się zapytać.
-kto to był?
-no jakto kto?! - Victoria aż podskoczyła w miejscu. Spojrzała na mnie tymi swoimi oczami usiłując zrozumieć to co powiedziałam. Nie udało jej się to. Poprawiła kujonki na nosie, odwróciła się by upewnić się że nikt nas nie słyszy. - co ty Justina z Harrym nie rozpoznałaś?!
-to byli oni?! - moje oczy pewnie rozszerzyły się po usłyszanych imionach: Justin z Harrym. Owszem, wiem co to za dwaj. Często ich widuję wieczorami na ulicach gdzieś na tyłach miasta. Boję się zadawać z tego typu ludźmi, a teraz bałam się tym bardziej, zwłaszcza że ich spojrzenie przeszło mnie niemal na wylot.
-no, oni. Z resztą kto oprócz nich szlaja się teraz po mieście?
-my. - lekko zaśmiała się na moje słowa. - ale tak poza nami to już nikt.
-nikt, poza nami i nimi.
-to spojrzenie... - na samą myśl znów przeszły mnie dreszcze. - ono... mnie przeszyło.
-wiem, patrz. - pokazała na swoje palce które ujrzałam w świetle ulicznej lampy. Drżały.
-wracajmy do domu, niezbyt dobrze się tutaj czuję...
-tia, dobry pomysł. - pociągnęła mnie w stronę naszego domu.
* * *
Drzwi otworzyłyśmy po krótkich zmaganiach z brakiem światła. Pospiesznie zdjęłam z siebie marynarkę, buty rzuciłam niedbale w kąt i pozwoliłam sile grawitacji podziałać na moje ciało, przewracając się na kanapę. Victoria zaczęła robić herbatę. To dziwne, że wróciłyśmy z imprezy i robimy sobie herbatę ale coś czułam że ona się nam może przydać. Ciągle czułam na skórze czyjeś spojrzenie. Przetarłam ramiona kocem by pozbyć się tego uczucia. Zaakceptuję w spokoju spojrzenie każdego, ale nie ich...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz