* * *
-cholera jasna, Victoria! - krzyknęłam na nią w pośpiechu zbierając swoje rzeczy - TAXI już na nas czeka, pospiesz się!
Wybiegłam z domu i wsiadłam do samochodu patrząc jak moja współlokatorka domyka drzwi i biegnie do samochodu, po czym żółte auto ruszyło. Na całe szczęście jeszcze nie jesteśmy spóźnione. No chyba że po drodze coś się zepsuje ale wątpię w to.
Taksówkarz podsadził nas dokładnie pod samą uczelnię. Wielki budynek i cała masa nastolatków pędzących na wykłady. My jesteśmy tu co prawda dopiero pierwszy rok ale jesteśmy solidnie zapoznane z tym miejscem. Zaczęłam niepewnie kroczyć przed siebie patrząc czy gdzieś przypadkiem nie ma tych dwóch chłopaków których spojrzenia JA wolałabym uniknąć. Ale... no cóż. Nie udało się.
Kiedy weszłyśmy na korytarz szkolny w tłumie nastolatków spieszących się każdy w inną stronę zauważyłam znajome twarze. Zaklęłam w duchu usiłując na wszelki sposób odwrócić swoją uwagę. Ale to też mi się nie udało. Co gorsza, obie byłyśmy zmuszone przejść obok nich aby móc dotrzeć do klasy w której aktualnie miały odbyć się nasze lekcje. Innej drogi do tamtej klasy, nie było...Że też musieli siedzieć akurat tam! No, może w cale nie mieli zamiaru z nami rozmawiać czy coś, ale przez moją głupią fantazję zaczynałam trochę histeryzować. Nie wiem nawet czemu.
Idąc śmiało przed siebie usilnie starałam się wypatrzeć wolnego przejścia. I gdy ostatecznie je znalazłam, moje przejście zostało nagle zasłonięte czyjąś sylwetką. Mój dotychczasowy jasny widok i światło, zostało zasłonięte przez granatowy kolor czyjegoś podkoszulka, no i oczywiście bluza. Cofnęłam się o krok usiłując wyminąć ową postać, lecz ta przesunęła się ponownie odgradzając mi drogę. Jedyne co usłyszałam to:
-dokądś się wybierasz, mała?
Czułam że w moim gardle język zawiązał się na supeł i że nie dam rady niczego z siebie wydusić. Znałam głos który do mnie mówił, ale nie miałam odwagi popatrzeć do góry. Nagle moje buty stały się niezwykle interesujące...
-mała, oczy mam nieco wyżej, nie sądzisz? - powiedział męski głos, a już po chwili poczułam czyjąś dłoń podnoszącą mój podbródek do góry. Moim oczom ukazał się widok chłopaka w kapturze. Z bujnymi, brązowymi lokami, z szerokim uśmiechem, dołkami w policzkach i o zielonych oczach. Znałam tą twarz. W moich oczach była piękna, ale i przerażająca za razem. Chłopak który stał nad moim stosunkowo niskim ciałem, śmiał się, zapewne widząc zmieszanie jak i przerażenie na mojej twarzy. Zamknął usta ciągle wykrzywiając wargi w szeroki uśmiech.
-ja... - nie mogłam dobrać odpowiednich słów na tak proste pytanie. Byłam jednak zbyt stanowcza działaniach dlatego odepchnęłam jego dłoń z mojego podbródka i wyminęłam go szybko jedynie rzucając:
-mam lekcje.
Słyszałam jak Victoria za mną biegnie. Ja jednak byłam w szoku, ze względu na to co zrobiłam. Ręce mi się trzęsły bo poczułam, że... no że zachowałam się tak inaczej niż zapewne powinnam. Drżałam. A najbardziej moje dłonie. Spotkanie oko w oko z mordercą to nic przyjemnego. Oczywiście o ich zachowaniu wiedzą jedynie nieliczni. Niepowołani uczniowie, lub ci którym nikt o nich nie opowiadał - nic nie wiedzą. Tak samo jak nauczyciele. Ale ja wiedziałam kim on był. Kim oni byli. Nie wiedziałam co czuła Victoria. Byłam zbyt przerażona własnym zachowaniem, żeby jeszcze dodatkowo myśleć o jej zachowaniu... ja zwiałam! Nie wiem co ona zrobiła...
Nagle, spośród moich gwałtownych myśli wyrwało mnie lekkie odepchnięcie w tył za ramię. Odwróciłam się i ponownie ujrzałam tą samą sylwetkę. Chłopak stał z o wiele poważniejszą miną ale nie marszczył brwi. Ponownie usiłowałam wymigać się z niewygodnej sytuacji, usiłując ponownie się odwrócić i odejść ale on mnie zatrzymał:
-nie uciekaj, chcę z tobą porozmawiać.
Jego ochrypły głos zadźwięczał w moich uszach. Czułam jak moje kolana powoli robią się jak z waty ale na wszelki sposób usiłowałam się jakoś to opanować.
-a... ale o czym?
Uśmiechnął się widząc moje zdenerwowanie w głosie jak i na twarzy. Moja klatka piersiowa szybko opadała i unosiła się. Kurde, nerwy mną za mocno miotają.
Nachylił się nade mną, kładąc mi swoje dłonie na obojczykach i wyszeptał do ucha...
-bądź tak miła i podaj mi swój numer, dobrze?
... a ja o mały włos nie dostałam zawału.
-wybacz nie mogę... - wydusiłam z siebie w miarę równym tonem jedno, krótkie zdanie...
-dlaczego? - chłopak oparł się wygodnie o ścianę oczekując jakiejś odpowiedzi z mojej strony. Ja jednak miałam ciągle supeł w gardle i ciągle brakowało mi pomysłów na jakąś sensowną wypowiedź. Spojrzałam kątem oka na Victorię. Stała obok mnie patrząc z szeroko otwartymi oczami i usiłując wymusić pomoc. Nic z tego, sama jestem w tarapatach...
-po prostu, nie wszystkim podaję swój numer.
Zaśmiał się poprawiając opadającą mu na czoło grzywkę wystającą spod kaptura.
-a może, zrobiłabyś dla mnie wyjątek?
-nie.
Nachylił się nade mną lekko marszcząc brwi. Zacisnęłam dłonie na materiale mojej bluzki i jedynie czekałam na to co będzie dalej. Wyszeptał mi do ucha:
-w takim razie sam sobie zabiorę.
Poczułam jak jego dłonie wśliznęły się w tylne kieszenie moich spodni. Ciężarem swojego tułowia przycisnął mnie do ściany dodatkowo uniemożliwiając ucieczkę ramionami ułożonymi po obu stronach mojej szyi. Poczułam jak wyjmuje z niej mój telefon. I posyła sobie sygnał po czym automatycznie kasuje go z pamięci mojego telefonu, a następnie ponownie nachyla się nade mną aby odłożyć go na miejsce. Cholera, on ma mój numer! Gdy się ponownie schylał poczułam jego oddech na swojej szyi. Zadrżałam lekko na co on się zaśmiał gardłowo i zatoczył końcem języka drobny szlaczek pod moim uchem. Stałam jak sparaliżowana. Szukałam wzrokiem Victorii ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć.
Chłopak jedną ręką przytrzymał mój nadgarstek a drugą trzymał z tyłu za kark. Swoim torsem który wyczułam na brzuchu i klatce piersiowej dociskał mnie do ściany. Zabójcze tępo mojego serca było zagłuszone przez jego ciało dociśnięte do mnie.
Jego gorące wręcz usta zeszły na szyję zostawiając mokry pocałunek. Czułam dreszcze. Ten chłopak właśnie całował mnie po szyi kiedy ja o mały włos nie dostawałam zawału. Nagle poczułam jak delikatne muska moja skórę zębami mając w zamiarach zrobić mi malinkę.
-nie, ja jestem w szkole... - wyszeptałam usiłując się odepchnąć. Oblizał miejsce poprzednio całowane na mojej skórze i wyszeptał jeszcze raz do ucha:
-miej się na baczności maleńka, bo wczoraj słyszałaś coś czego słyszeć w cale nie powinnaś. - po czym przygryzł płatek mojego ucha, i odszedł śmiejąc się na mój wręcz sparaliżowany widok.
Jak dobrze że tam była ławka... Osunęłam się na nią. I zaczęłam nerwowo łapać oddech. Nigdzie nie widziałam Victorii. Dopiero po chwili znalazłam ją przeciskając się w moją stronę pośród innych studentów. Wyglądała podobnie do mnie - tak jakby po zawale...
-Megan... - przytuliła się do mnie. Chwilę potem zadzwonił dzwonek na lekcje...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz