wtorek, 10 grudnia 2013

Rozdział 13.

W tedy moje myśli krążyły nie wokół tego co powinny. Myślałam o tym co właśnie zrobiła Meg. Wiem, głupie ale zastanawiało mnie, czy aby na pewno robimy dobrze oddając swoje bezpieczeństwo w ręce kogoś kto tak na prawdę jest o wiele bardziej niebezpieczny niż się to wydaje? Nie wiem czy to było rozsądne, ale w każdym razie bądź czekałam na nich z absolutną niecierpliwością. Chciałam żeby już było po wszystkim. A tym wszystkim byli ci trzej faceci na dole.

Usłyszałam coraz głośniejsze tłuczenie szkła. Bałam się nawet ruszyć z miejsca, jednak Megan szarpnęła mnie za ramię kierując w stronę ciemnego kąta. To miejsce wydawało się być idealną kryjówką. Było ciemne i dość małe. Więc istniała szansa że nas nie zauważą. Powoli i chicho przedreptałam na palcach w tamtą stronę. Siedziałam oparta o ciepłe ramię Megan, na twardej podłodze i nieruchomo wpatrywałam się w ciemność. Szukałam w niej postaci. Czekałam aż ktoś wejdzie i się dowie że tu jesteśmy. Nie wiem czemu czekałam na coś takiego, ale wolałam żeby to było już za mną...

-Vickie, a co jeśli... - zawahała się na chwilę i spojrzała na schody - a jeśli ja pogorszyłam tylko naszą sytuację?
Spojrzałam na nią nieruchomo. Mój oddech był ledwo słyszalny, a boleśnie odczuwalny w płucach. Serce, czułam w całym ciele. Tykająca bomba biła o moje ciało.
-dlaczego miałabyś pogorszyć coś? - wyszeptałam.
-pomyśl... przecież, Harry, Justin, to są mordercy... i narkotyki... Vick, to nie jest nasz świat... a teraz jeszcze tamci. A co jeśli się okaże że ich relacje się jakoś splatają? Co jeśli ja niepotrzebnie dzwoniłam?
Patrzyłam na nią i słuchałam tego co mówi tak jakbym nie mogła uwierzyć w to co słyszę. Jednak jej słowa  miały w sobie nieco prawdy.

Na dole rozległ się dźwięk stukotu butów. Skuliłam ramiona i tylko czekałam aż serce wyjdzie mi gardłem. Ja się czułam jakbym grała w jakimś horrorze z marną obsadą w roli głównej. Po prostu moje serce się bało. Biło, chciało się ratować, a ja byłam jak sparaliżowana. Nie mogłam się ruszyć. Patrzyłam i słuchałam. Patrzyłam i czułam. Patrzyłam i zaczynałam odczuwać 3 razy mocniej niż zwykle. Słyszałam każdy szelest. Wszystko.

-bierz ten kij i szukaj ich. Te suki gdzieś się chowają. - usłyszałam głos Dirka. W moim ciele rozległ się wewnętrzny bunt i przerażenie. Jak on śmie nas tak nazywać ?! Za kogo ten pierdolony szowinista się ma?! Ja nie jestem psem! Ale... po drugie, on ma jakiś kij...

Siedziałam jak porażona ale zaczynałam bardzo racjonalnie myśleć. Odczuwałam całym swoim ciałem potrzebę rzucenia się do ucieczki ewentualnie do walki. Jednak gołymi rękami nie będę się bronić przed silnym facetem, lub 3 silnymi facetami. A ucieczka? Już dawno odcięta. Jednak moje ciało było gotowe by rzucić się do działań. Jak nie do jednego, to do drugiego. Czułam jak krew robi się we mnie gorąca, tętno wzrasta. Chciałam działać ale paraliżowały mnie każde odgłosy które dochodziły z dołu. To one nakazywały mi siedzieć. Gdyby nie one, dawno bym coś zdziałała.

-Dirk, sprawdź na górze! - głos Troya, mnie przeszył. ,,SPRAWDŹ NA GÓRZE''. Góra, czyli my też. Jeśli tu wejdzie, to od razu nas znajdzie... Nie, nie, nie chcę na to pozwolić! Ale, kurwa, jestem dziewczyną! Nie mogę nic zrobić...

Do mojego ucha doszedł dźwięk wydany przez Megan. Meg, która bała się nawet tego że ktoś jest na schodach. Ona dzisiaj była pobita, więc nie dziwię się jej że się boi. Siedziała zakryta pod sam nos kolanami. Płakała. Chciałam ją pocieszyć, ale co ja, słaba, dziewczyna, mogę zrobić? Nawet nie jestem w stanie się obronić...

Nagle na schodach ukazała się postać Dirka w kijem w dłoni który szedł do góry. Kiedy doszedł do ostatniego schodka, zatrzymał się. Stał nieruchomo zwrócony jakby w naszą stronę. Podniósł kij w dłoni na wysokość klatki piersiowej i powiedział głosem niczym morderca:
-cześć, suczki.

Megan zakryła się rękami a ja nie wiedziałam co mam ze swoim ciałem zrobić. Ono się zbuntowało. Chciałam się bronić ale dobrze wiedziałam że nie potrafię. Dirk zawołał resztę która już po chwili pojawiła się na górze. Patrzyłam na ich sylwetki, które były jak cienie. Widziałam jedynie kij, młotek i nóż. Trzy przedmioty, a mój umysł pękał.

-nie ładnie się tak ukrywać, oj, nieładnie. Złe dziewczynki.
-czego wy od nas chcecie ... ? - zapytałam zduszonym powietrzem
-zapłaty.
-za co?
-za ten pierdolony ból, za to że zostawiłaś mnie dla jakiegoś pierdolonego cioty!
-nie zrobiłam tego, nie kłam! Sam mnie zostawiłeś! Weź chociaż raz odpowiedzialność na siebie! - krzyknęłam na niego. Byłam zła i przerażona tym co robię jednocześnie.
-Nie rzucaj się tak, bo twój bunt, zaraz będzie cichutko zakończony. Zostanie po tobie jedynie czerwona plamka na podłodze. Może, jakieś ostatnie życzenie dla księżniczek?
Nagle do moich uszu dostał się znany mi dźwięk. Justin, boże oni tu przyszli! Ja... nie słyszałam, nie wiem kiedy, nic nie wiem, nie słyszałam, nie czułam, nic!
-spierdalaj gnoju, te dziewczyny nie są wasze! - krzyknął Justin po czym uderzył pięścią Troya w twarz.

Zatoczył się i podtrzymał szafki, na koniec przewracając ją. Patrzyłam na nich i bałam się coraz mocniej. Ciemności. No i oni.
-i kto tu teraz zachowuje się jak ciota ?! - rzucił oburzony Dirk - czy my was tu zapraszaliśmy ?! Nie Kurwa! To po chuja tu przychodziliście ?!
-bo, księżniczka prosiła.
-Megan, ty suko!
-zamknij ryja gnido ! - Harry rzucił się Dirkowi do twarzy. Przysunęłam się bliżej Meg i bliżej ściany. Słyszałam ich szarpaninę i jej płacz. Bałam się. Patrzyłam jak nawzajem okładają się. Szarpali sobą, nie chciałam tego... Nagle ktoś powalił Harry'ego na ziemię. Myślałam że on zaraz się podniesie, ale Jake przygniótł butem jego rękę i młotkiem, z szerokiego rozmachu uderzył go w dłoń. Boże... on mu połamał palce ?!

Słyszałam syknięcie, a Jake swoją drugą nogą dociskał go do podłogi. Justin zepchnął go, a na dodatek zrobił to tak niefortunnie i zarazem perfekcyjnie, że Jake spadł ze schodów. Justin pchnął go na schody a on z nich spadł. Tamci widząc że Jake jęczy jak dziecko bo spadł na dupsko, uznali że nie będą dalej walczyć.
-zobaczysz Styles! Jeszcze mi za to zapłacisz ty szmato!

Wybiegli z góry i słyszałam jak zabierają pojękującego Jake'a i wychodzą drzwiami które sami sobie otwarli. Powoli podniosłam się i zapaliłam lampkę nocną. W świetle słabej lampy zobaczyłam twarz Justina i jego oczy patrzące na mnie. Bałam się wstać, jednak on podszedł do mnie i podał dłoń bym mogła się podnieść. Wysunęłam rękę a on silnym ruchem pociągnął mnie, podtrzymując potem przy sobie ramieniem.

Megan bała się. Ona płakała. Harry'ego widocznie bolała dłoń, jednak podszedł do niej i przykląkł na jedno kolano.
-Megan? Już dobrze, nie płacz. - odciągnął jej ręce od twarzy. Miała czerwone oczy. Widziałam w jego ruchach, zawahanie. Chciał coś zrobić, ale nie był pewny czy powinien. Jednak, coś się w nim stało i... nieco nieśmiało zbliżył się do niej i otulając swoimi ramionami podniósł z podłogi. Przytulił się do niej...

-dziękuję...
-dziękujemy. Nie wyszłybyśmy z tego cało gdyby nie wy...

Zauważyłam że Justin ma nadcięte 2 palce u ręki. Nóż. Skaleczył się. Ale, potem, spojrzałam na Harry'ego który boleśnie jęknął chwytając się za dłoń. Podeszłam do niego i podciągnęłam mu rękawy. nie wyglądało to dobrze. Wręcz paskudnie. Nie dziwię mu się że go bolało... Chodź mam wrażenie że już wcześniej coś mu się w tą rękę stało... miał na prawdę mocno posiniaczoną skórę...



2 komentarze:

  1. Naprawdę świetne. Akcja niesamowicie się rozkręca! Chciałabym gdybyś tylko dała więcej scenek z Harrym i Megan. Żebyś poświęciła im więcej uwagi :)

    OdpowiedzUsuń