niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 16.

*   *   *

Niepewnie otworzyłam oczy. Widziałam przed sobą twarz śpiącego Harry'ego. Miał lekko rozchylone usta. Jego ramię ciągle spoczywało na mnie, szczelnie otulając moje ciało kocem. Uśmiechnęłam się lekko i wtuliłam twarz w jego ciepłą skórę. Leżałam tak dość długo. Zastanawiałam się nad wieloma rzeczami. Między innymi, nad ty, jakim cudem ja tu obok niego jestem i co on w ogóle robi w moim domu? Niezbyt mogłam zrozumieć dlaczego się tak zachowuję. Najpierw jestem totalnym gburem, który boi się własnego cienia, ucieka od wszelkiego kontaktu z płcią męską, a teraz tak nagle... leżę obok niego. Obok chłopaka o krwawej przeszłości. Przeszłości której nawet nie znam , a która mnie przeraża. Co się stało? Co się stało ze mną? Z nami? Z Victorią? Dlaczego? Czemu teraz? Czy aby na pewno chodziło o nas dwie? Nie wiem. Chcę żyć chwilą i cieszyć się tym, że obecnie mogę bez strachu leżeć tu, obok niego i nie bać się , czy ktoś wyrządzi mi krzywdę. Tego uczucia brakowało mi od momentu gdy opuściłam rodzinę i razem z Vickie poszłam w świat. To ciepło zostało gdzieś za mną... by teraz, mogło powrócić. Chociaż na chwilę... ale ono jest.

Miętoliłam biały podkoszulek chłopaka załamując na nim kolejne kreski. Kreśliłam palcem kółka po jego obojczykach. Nie mogłam zasnąć, ale patrzyłam. I byłam niezwykle zafascynowana tak banalną czynnością. Mogłam się na niego napatrzeć do woli. Czasem uśmiechałam się sama nie wiem do kogo i po co. Przytuliłam twarz do niego i ponownie zamknęłam oczy kiedy usłyszałam jego boski zachrypnięty głos i dłonie na włosach.
-dlaczego nie śpisz?
-obudziłam cię? - zapytałam podnosząc głowę do góry by widzieć jego twarz
-nie do końca. Nie spałem kiedy zaczęłaś się wiercić.
-czyli cię obudziłam... - sarkazm... w najczystszej postaci

Zaśmiał się. Spojrzałam na zegarek. Była dokładnie 2 po południu. Boże... aż tyle spaliśmy? Przetarł rękę rozczochrane włosy. Nie mogłam się napatrzeć jego banalnym ruchom.
-czemu mi się tak przyglądasz?
-ehm... tak z czystej ciekawości. To chyba nie jest karalne? - zaśmiał się
-no, niby nie.
-niby?
-nie łap mnie za słowa - ponownie się zaśmiał po czym położył dłoń na mojej twarzy odrzucając kilka kosmyków opadających na moje brwi.
-piękna.

Zamknęłam oczy uśmiechając się. Czułam że zaraz zrobię się różowa na policzkach. Nie patrzyłam na niego już dłużej. Mocno przylgnęłam twarzą do jego szyi wtulając się w jego ciepłą skórę. Jego dłoń spoczęła na moich włosach a kciuk delikatnie muskał moją skórę na policzku. Wsunęłam dłoń pod jego rozpiętą bluzę ogrzewając nieco zmarznięte palce.

-macie w planach dzisiaj wstać? - usłyszałam głos Justina. Rąbnięty koleś... :)
-może, na razie jest nam dobrze. - powiedział Harry nie odrywając ode mnie ciała
-właśnie widzę... - nie widziałam Justina ale coś tak czułam, że przewrócił oczami kiedy to powiedział.
-gdzie jest Victoria?
-na górze. Przed chwilą wyszedłem z łóżka. A co?
-Zaraz... to gdzie ty w końcu spałeś?
-teoretycznie obok was, ale potem coś mnie obudziło, poszedłem na górę, znalazłem Vickie i oczywiście wpieprzyłem się w ciepłe łóżko.
-kiedy wstałeś?
-chwilę temu.
-zrób coś do jedzenia.
-na przykład? Dobrze wiesz że nie jestem mistrzem kuchni...
-no, naleśniki potrafisz zrobić.

Ni usłyszałam żadnej odpowiedzi. Jedynie stłumiony odgłos wyciągania patelni w kuchni. Hm, Justin robi obiad. Nieźle, nieźle.

-chcesz wstać? - zapytał mnie Harry nieco poprawiając się
-nie wygodnie ci, prawda?
-wygodnie.
-ehh... muszę wstać.

Odepchnęłam się od niego lekko. Patrzył na mnie spod rozwalonej fryzury. Ciągle kaptur spoczywał na jego głowie. Podniosłam się lekko i postawiłam nogi na ziemi. Zobaczyłam że okno jest już nowe... pewnie Victoria zamówiła fachowca i wymienił okno jak spałam.

*   *   *

Justin ma niezły talent do robienia naleśników. Były pyszne! Wsunęłam 8 sztuk!

-uhh... chyba idę się przejść... - sapnął z uśmiechem Justin klepiąc się po brzuchu.
-wypadało by zbić trochę tych kalorii co nie? - rzucił Harry energicznie zrywając się z krzesła i zmierzając w stronę drzwi. Ubrał na siebie kurtkę.
-gdzie idziesz?
-na spacer. Zrzucić parę kalorii. Megan, idziesz?

Zawahałam się nad odpowiedzią. Jak widać Pan Styles dość szybko przyzwyczaił się do mojego towarzystwa... ja jeszcze nie do końca.

-tak, idę.

Włożyłam szybko na siebie kilka ciuchów bo w końcu byłam w piżamie. Przebrana pozwoliłam zamknąć za sobą drzwi. Na dworze było dość słonecznie. Gdy przekroczyłam próg, nieco przeszły mnie dreszcze.

Właśnie wychodzę z domu, sama, z nim i nie wiem czy coś mi się nie stanie... Ale... skoro do tej pory dawał mi czułość a nie odwrotnie, to chyba nie ma w stosunku do mnie złych intencji?

-wolisz iść nad rzekę czy do parku?
-do parku.

Przez większą połowę drogi oboje milczeliśmy. Kiedy on niespodziewanie przerwał dość smutnym tonem głosu.
-Megan, powiedz... czy ty na prawdę się mnie nie boisz?
-nie... - zdziwiło mnie to pytanie - ale, czemu o to pytasz?
-nie chcę żebyś się mnie bała.
-nie boję się ciebie. Ty tylko... ehm... no, ni ezawsze cię rozumiem.
-czego konkretnie?
-uh, wielu rzeczy... między innymi... tego że...
-tego kim ja jestem, prawda?

Przegryzłam ślinę. Nie przełknęłam, przegryzłam. Spojrzałam na niego i nieco speszona pokiwałam głową.

-mogę ci to wyjaśnić ale nie wiem czy ty nikomu nie wyjawisz mojej przeszłości.
-nie powiem nikomu.

*Harry*

-bo widzisz... kiedyś, kiedy byłem dzieckiem, to miałem rodzinę. Jak każdy dzieciak lubiłem rozrywki typowe dla chłopców. Piłka, samochody i takie tam. Ale tak było zawsze, do czasu, gdy wieczorem ja i mama czekaliśmy aż ojciec wróci pijany do domu. Tak było zawsze. W ciągu dnia byłem sobą, ale wieczorem musiałem siedzieć w ukryciu. Często mama zamykała mnie w szafie tylko po to żeby tata mnie nie widział. On kiedy wracał pijany to nie szedł spać. Bił nas po kolei. Mnie i mamę. Raz przez niego trafiła do szpitala. I wtedy zostałem z nim sam. Uh... to było piekło. Dzień w dzień, każdego wieczoru czułem jego potęgę nade mną. Nie obchodziło go to że miałem 11 lat. Było mu wszystko jedno czy uderzy mnie ręką, paskiem czy tam rzuci we mnie szkłem. Po prostu... w tedy czułem się tak jakbym był kimś innym. On mnie poniżał, wyzywał... w jego oczach byłem nikim. I... pewnego razu, kiedy już skończyłem szkołę w tamtej okolicy , poznałem Justina. Jego historia była niemal identyczna. I wiesz? Staliśmy się kumplami. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że zachowanie mojego taty, mocno odbiło się na mojej psychice. Ja... zaczynałem się robić kimś zimnym, bez serca. W ogóle nie przerażało mnie zabicie kogoś. Nie czułem strachu. Stawałem się bestią. - przystałem na chwilę chcąc odetchnąć. Czułem jak oczy powoli zachodzą mi mgłą. - nie chcę Cię zranić. Ja... ja tylko... ja chcę mieć tylko kogoś przy kim mogę być sobą. Mama nie jest w stanie dać mi już miłości. Nie ma jej już ze mną. Ja potrzebuję kogoś... chciałbym kogoś przy kim bym nie zwariował. Ja nie chcę być taki jaki jestem... Chciałbym to zmienić, ale nie mam dla kogo...

Moje oczy zaszły mgłą. Po raz pierwszy od dawna, poczułem łzy w oczach. Powrót do historii okazał się być boleśniejszy niż się to mogło wydawać...
-Harry... - popatrzyłem na Megan. Patrzyła na mnie a ja czułem się jak poniżony wariat...
-tak, wiem jestem tylko głupim, mordercą bez serca! Możesz śmiało to powiedzieć!

Zamknąłem oczy nie chcąc widzieć tego jak na mnie patrzy. Moja historia sprawiała że czułem się kimś najgorszym z możliwych.
-nie mów tak, to nie jest prawda...

Poczułem objęcie. Otworzyłem oczy. I wtedy chyba po raz pierwszy cieszyłem się z tego, że jest przy mnie ktoś o wiele słabszy. Zniżyłem się oplatając ramionami jej talię. Cieszył mnie fakt że chociaż ona nie wstydzi się przytulić do kogoś takiego jak ja...

-nie mów o sobie w ten sposób. Nie jesteś taki, uwierz mi. Ja tak myślałam na początku ale teraz uważam że jest inaczej. Nie myśl o sobie źle.

Uśmiechnąłem się na jej słowa. Niby nic... ale jakieś ciepło się we mnie rozlało. Patrzyłem na nią z uśmiechem. Chciałem ją tam zatrzymać jak najdłużej się tylko da...


1 komentarz: